Dopiero 19 -ta i lekko mam tej soboty dość.
Jak wiadomo jadę w środę do Polski. Przygotowuję papiery, które mam zabrać ze sobą .NIEZWYKLE WAŻNE PAPIERY. W tamtym tygodniu robiłam generalny porządek z różnymi papierzyskami ,zbędne ,niepotrzebne powyrzucałam...
Dzisiaj zabrałam się za pakowanie czyli najważniejsze - papiery. No nie ma. Pół dnia poświęciłam na poszukiwania. Nie ma dwóch BARDZO WAŻNYCH świstków.
Znalazłam mocno i dawno zaginione dokumenty. Znalazłam zaświadczenie, że te dwa dokumenty załatwiałam,tudzież kwitek za opłatę tych dwóch karteczek. Karteczek ni hu,hu.
W międzyczasie telefon z Polski od kochasia. Znękanym głosem kochaś zawiadamia ,że właśnie wylądował w szpitalu , raczej ciężko przerażony. Schorzenie poważne ...Coś z mieszanymi uczuciami raczej teraz do tej Polski będę jechać.
Następny telefon.. Od świeżo rozwiedzionej siostry. Okazuje się ,że już jest rozwiedziona wdowa.
No co te chłopy ze sobą robią. Przecież to młody facet jeszcze był. Już w tej chwili nie jest ważne jaki on był za życia ...
A teraz - wisienka na torcie :))
Zaniechałam wykopalisk papierowych i pojechałam sobie coś nabyć do jedzenia na obiad. Wyszło mi,że w końcu jakieś dwa dni temu kupiłam pałeczki kurczakowe i nie znalazłam ich w lodówce. Doszłam do wniosku, że po prostu ich nie wzięłam ze sklepu i teraz postanowiłam sobie jednak je zrobić. Nabyłam nowe - otwieram piekarnik co by go nagrzać przed upieczeniem a tam - leżą sobie jakby nigdy nic zaginione kurczaczki. Upieczone. Jedna nożka zjedzona. Cud,że te pozostałe jeszcze same nie chodzą.
Przysięgam - nie piję ponad miarę, nie palę holenderskich wynalazków na rozłużnienie. Mam silne postanowienie po powrocie z polski poddać się testom na demencje. No fakt - zdarza m się bardzo często gotować sobie coś po nocach ale zwykle o tym pamiętam!!
Po szoku kurczakowym postanowiłam zapakować w koszulki odpowiednie papiery rozmyślając co ja mam teraz zrobić w kwestii tych dwóch co ich szukałam. Wkładam każdy papierek w odpowiednią koszulkę i co widzę ? - TE DWA BRAKUJĄCE!!!.
Ja już byłam przekonana ,że je przez pomyłkę wyrzuciłam z tymi absolutnie zbędnymi papierzyskami i wraz z dzisiejszymi wiadomościami z Polski przewidywałam potężne perturbacje. - a tu leża sobie porządne poukładane i przygotowane do wyjazdu.
Cały dzień spędziłam na wykopaliskach, znalazłam mnóstwo innych rzeczy , nie umyłam okien nie zrobiłam porządków.zapomnaiłam wziąć luftu i się nie udusiłam ...
Sluchajcie - ta sobota się jeszcze nie skończyla!
Acha - dawna koleżanka z pracy kabelkowej ,nagle sobie przypomniała ,że istnieję. Odrywając mnie od wykopalisk wydzwaniała ciągle a ,że miała jakiś defekt w telefonie to albo ja jej nie słyszałam albo ona mnie. Jak już defekt w końcu został usunięty jakoś ,to ona już była w nastroju jakimś baaardzo weekendowym i zaczęła mi śpiewać przez telefon -
w wysokich Alpach kondor jajo zniósł ,ooo jajo zniósł , a potem zdechł -taki pech.
Zawsze ładnie śpiewała..
Przypominam - sobota się jeszcze nie skończyła...
O matko... dostałam kolki ze śmiechu... jak się nie ogarnę to noc mam w plecy :D Mąż po pogotowie psychiatryczne chce dzwonić :)))))))
OdpowiedzUsuńŚmiej się śmiej - śmiech to podobno zdrowie:)) - ja ju też się śmieje - tak półgębkiem jeszcze...
OdpowiedzUsuńTo nawet lepsze od historii z kabelkami:-)
OdpowiedzUsuńZ Tobą nie można się nudzić:-)
We fragmencie z piekarnikiem spodziewałam się innego zakończenia. Oczami wyobraźni widziałam tam zaginione dokumenty... Niedopieczone...
Jakbym fantazjowała to by tak pewno było - niestety to była najprawdziwsza prawda
OdpowiedzUsuńDooobre... Jak widzisz, PLUSY też się zdarzają!
OdpowiedzUsuńTia...plusy sie zdarzaja ale co ja mam o sobie myśleć w tym kontekście??
OdpowiedzUsuńWow! Dobrze, że się odezwałaś i mogłam Cię poczytać :D Uśmiałam się i ucieszyłam, że wszystko znalazłaś. Pieśń jest przepiękna,, będę miała lepsze sny :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPieśń jest znana z zamierzchłych czasów ubiegłego wieku do melodii jakiejś tam peruwiąnskiej chyba powszechnie znanej..Miło mi ,że wpadłaś..
OdpowiedzUsuńTak naprawdę - nie wszystko było dziś do śmiechu - ale te kurczaki w piekarniku ...to się mogło tylko mnie przydarzyć..
El condor pasa?
OdpowiedzUsuńTak...:))Ona mi to puszczała w oryginale a potem nam się przypomniały słowa polskie z wycieczek ..
OdpowiedzUsuńWIęc tak - peruwiańska melodia spiewana przez dwie damy - jedna z Holandii,druga z Niemiec ze śląskim akcentem u damy niemieckiej a już nie wiadomo jakim u damy holenderskiej...
OdpowiedzUsuńhehehe W każdym razie dziś już jest niedziela i powinna być o wiele spokojniejsza. Trzymaj się :))
OdpowiedzUsuńWesoło masz w tej "wiatrakowni". :) :-D
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Andrzej Rawicz (Anzai)
Ja to nie wiem, co było najlepsze... Te kurczaki, dokumenty, szpitalny kochaś, czy restinpisowy eksmąż (ostatecznie ładnie z jego strony, że zszedł pierwszy).
OdpowiedzUsuńMnie się wszystko podobało.
I czekam na ciągi dalsze!
dziękuję Ci, ze wyrwałaś mnie z beznadziejnego nastroju, (po wczorajszej uroczystości). Co chwilę wyobrażam sobie zwłaszcza Twoją minę gdy zobaczyłaś te kurczaki napoczęte i wazne kartki we właściwym miejscu...o rety, nie wytrzymam!!!!!
OdpowiedzUsuńJoasiu - ja już jestem tak zakręcona ,że sama się boję co za chwilę nowego wymyślę ,tym bardziej ,ze jakby nie było - stresowy mam czas...
OdpowiedzUsuńCIekawe czego zapomne zapakować...
Zastanawiam się czy to nie były jakieś bardzo ważne, tajne dokumenty, jeżeli sądziłaś, że może je strawić żar piekarnika zamiast kurzych nóżek. Kiedyś wybierając się do Polski, spakowałaś nie te majtki, które chciałaś. Oby tym razem nie były zapomniane dokumenty tak skrzętnie sprawdzane, układane i pakowane.
OdpowiedzUsuń