Szparagi - sadzi się to w specjalnych kopcach , przykrywa folią i one sobie rosną. Bardzo szybko rosną.
Na czas zbiorów trzeba się spieszyć,żeby za bardzo nie urosły,trzeba się nauczyć tak patrzeć ,żeby wypatrzeć odpowiednie pęknięcie i kopać. Nie dopuścić żeby łebki za bardzo wyrosły i zfioletowały - ,fioletowe łebki i różowe są mniej warte. I mniej smaczne. Ucina się specjalną maczetą, dobrze jak minimum 20 cm długości.Wykopany dołek zasypuje się - jutro w tym miejscu będzie nowy łepek do wykopania i ścięcia :))
Zbiera się i codzienny zbiór ładuje do wanien z wodą.Szparagi muszą się napić, żeby były jędrne. Rano wyciąga się opite i sortuje .
Mnie osobiście największa trudność sprawiało odchylanie folii. Folia ma kieszenie na dole obciążone piachem. Od zawsze mam krótki oddech i to raczej było dla mnie zbyt ciężkie. Samo ucinanie i wypatrywanie znowu takie straszne nie jest .Leo potrafił się przelecieć po polu jak jakie tornado....Rano wyciąga się z wody skrzynki ze szparagami i idą one do sortowania - a więc najpierw się je przycina na jedna długość i wybiera - cienkie grube,podwójne ,łebki różowe,fioletowe ,różne grubości i cienkości. Trzeba się zwijać - cały czas one kąpane są w zimnej wodzie - potem ładnie pełne skrzyneczki się pakuje i albo od razu na sprzedaż albo do chłodni.Na sortowaniu bywa nieraz urwanie głowy, maszyny do sortowania bywają baardzo różne i na dobitkę można je podkręcać na wysokie obroty.Sezon trwa od kwietnia do końca czerwca.Konkretnie - do 25 czerwca...uff to tyle o szparagach...
Kończą się szparagi ,zaczyna się sadzenie pory - zajęcie dość prozaiczne - jest maszyna,traktor siedzi się w foteliku i wkłada pora na taśmę ,taśma sadzi.Trzeba tylko uważać ,żeby nie posadzić takiego porka małego do góry nogami - przy jednostajności tej roboty można przysnąć i coś się może pomylić he,he...
W listopadzie zaczyna się pora - pracowałam przy tym i szczerze - nie pokochałam porów. To już nie były moje szparagi a cudze pory ,
Najpierw pory się wyrywa, przywozi do sortowni, takie upaćkane przechodzą przez kąpiel wodna,potem jest taśma i czujniki. Parę osób stoi z nożykami w ręce ,łapie pora,obcina korzonek, liście u góry, brzydkie liście i porwane obiera i w czujniczek. W ten sposób szef wie ,kto ile por obrobił ...Ręce mdleją,puchną ,bolą od zimnej wody, stoi się praktycznie też w zimnej mazi...Nie sympatyczna robota..
Pracowałam też z tymi porami na maszynie monstrum. Już wyczyszczone pory podawał facio na taśmę- szły one sobie na pięterko gdzie była ..dyskoteka. Tzn. dwie panienki stały ,było takie coś w rodzaju pojemników do których panienki wrzucały pory.Jak rynienka była pusta świeciło się zielone światełko .Maszyna liczyła pory i wyrzucała na dół po kilogramie. Na dole stałam ja i poprawiałam układ porów, jak zalazłam jakiś liść nie taki to go usuwałam. Poukładane porządnie szły na folie, ,tam się zgrzewało to,nalepiało cenę i spadało na talerz. Talerz ciągle się kręcił i trzeba było szybko pakować systemem do skrzynek . No sama radocha ,po czterech godzinach człowiek miał pomieszanie z poplątaniem. Poza tym - nakładałam nową folie układałam na palety i to akurat było znośne ...Chociaż taka bala z folią trochę waży....
Ze wszystkiego czego doznałam to jabłuszka to najsympatyczniejsza robota.
Wieś tu jak i w Polsce ma swój rytm, Nie znaczy ,że się znam na rolnictwie i uprawie . Właściwie gdyby itp itd... Nie żałuje tych doświadczeń. Co prawda teraz już bym nie umiała tak pracować bo nie nadążę za młodymi i maszyną bom już nie taka błyskawica no i artretyzm dał mi się porządnie we znaki.
I mam dziką satysfakcję - dałam sobie kurcze blade radę!!
P.S
Chyba się wybieram na drugą stronę , bo się trochę zrobiło na tym blogu jak jakieś rozliczenie z życia . Jakoś tak...
Kiedyś pisałam pamiętniki( która dziewuszka nie pisała?!) i potem jak głupia jaka wzięłam i popaliłam. - a teraz chętnie bym sobie przypomniała tamte emocje..
Chociaż - i może jednak bez emocji...
To jest forma zapisu - bo jak mnie jakaś demencja chwyci albo co to sobie poczytam i pewnie nie uwierzę , że niektóre rzeczy się naprawdę wydarzyły..
Człowiek jest z żelaza - tak dużo wytrzyma.
OdpowiedzUsuńCzłowiek może nie jest z żelaza ale kobiety na pewno. Mój przypadek nie jest jedyny myślę .
OdpowiedzUsuńZnam parę sztuk ,że tylko podziwiać...
Co nie zabije, to wzmocni. Podobno. Ja osobiście prałam bym w pysk za ten tekst, ale jak się tak przypadkiem nad nim zastanowię, to cholera... no prawda sama...
OdpowiedzUsuńSzparagów nie lubię ale teraz myślę, że bardziej nie powinnam lubić porów:)))
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że najbardziej spracowana była Matka Polka z czasów PRL, a na zachodzie to się żyło, jak pączuś w maśle. ;) Teraz widzę, że nie zamieniłabym się za świata skarby.
Pozdrawiam serdecznie.