Moja lista blogów

środa, września 10, 2014

Następne doświadczenia....

     Po powrocie do domu  okazało się,że pieniądze ulatniają się w tempie przyspieszonym i właściwie nie wiadomo co robić dalej.
 Czekać na następny sezon? Właściwie już duchowo byłam przygotowana na taki obrót  sprawy. Telefon od dawnej znajomej ,która się gdzieś zatrzymała pod holenderską granicą i właśnie tam mieszkała . Jak chcesz to przyjedż na początek na dwa tygodnie ,jak będzie praca to ...
Właściwie nie miałam nic do stracenia. Pojechałam. Z ostatnimi 10-cioma markami na początek .Tyle mi się ostało.
Już samo przywitanie było koszmarne. Autobus stanął gdzieś nad Renem w Dusseldorfie.Była czwarta nad ranem, ni żywego ducha już nie mówiąc o budce telefonicznej.Zanim znalazłam tę budkę ,zanim się dodzwoniłam do tej znajomej ,zanim przyjechali po mnie  mineły chyba wieki. Byłam w pełnym stresie szczerze powiedziawszy.
Dziś mamy tanie latanie,busiki z adresu na adres  ale dwadzieścia lat temu nie było tak cacy.I jeszcze ciemną nocą wyląduj człowieku gdzieś nad Renem. Ja chyba mam jakąś przywarę -rzucam się w jakieś nie wiadomo co z zamkniętymi oczami...
No, ale  jak już powiedziałam a to i trzeba b powiedzieć  - nieprawdaż?
 Po trzech dniach  pobytu znajoma załatwiła mi pracę  w szklarni. Do tejże szklarni musiałam dojeżdżać siedem kilometrów pod górę na rowerze. Teraz to byłby pryszcz ale wtedy to ja na rowerze czułam się z lekka jak na bombie zegarowej ,już nie mówiąc o tym ,ze ja w ogóle nie mam orientacji  więc właściwie  przez pierwsze dwa dni to moim głównym zmartwieniem było czy trafię do pracy i czy trafie z pracy do domu...
Żle się wyraziłam - to nie było moim głównym zmartwieniem tylko jednym z wielu. Sadził ktoś może z czytelników lewkonie w szklarni? To są takie malutkie żdziebełka ,które trzeba wbić w ziemie  kucając - inaczej się nie dało.. Pod koniec dniówki kolana mi się trzęsły, łzy mi leciały z oczu ze zmęczenia  i chociaż nie wiem jak bym chciała szybko i sprawnie to nie mogłam.
 Śmiesznie - pracowałam w Polsce w szklarni  troszkę pomagając  i było fajnie ale to była prawie rodzina i nikt ode mnie nie wymagał wielkiego poświęcenia...A ta niemiecka szklarnia mi dała popalić i jakoś do dziś nie przepadam za lewkoniami nawet kwitnącymi i urośniętymi.Moja mordęga skończyła się dość szybko  szefowa  szybko zrezygnowała z moich usług. Po tygodniu pracy w tej szklarni byłam gotowa do nowych wyzwań..
Znalazłam ogłoszenie - potrzebowali do pracy w gastete. Poszłam i ... ku mojemu szczeremu zdziwieniu dostałam prace ,pokój . pensje stała . Jeszcze nie wiedziałam co mnie czeka i jaką szkolę życia przejdę. I tak się zaczął nowy rozdział  prac wykonywanych...Bo to nie były jabłuszka ani szklarnia.  ani nic co do tej pory robiłam.
Restauracje znałam do tej pory od strony klienta - nigdy od strony  kuchni..O tym jednak w następnym poście...

6 komentarzy:

  1. Robi się coraz bardziej ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby legendarny "zmywak"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby tylko zmywak...zatęskniłam póżniej za lewkoniami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stopniujesz napięcie. Już się boję pomyśleć co to było.

      Usuń
  4. Chiczkok czy co ?.
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. chiczkok czy nie - samo życie

    OdpowiedzUsuń