Mam koleżankę , z którą chadzam do tego Moeder Maximina Centrum. Polka ,która postanowiła opanować oprócz czeskiego również holenderski. Świetnie gotuje. Jak my wszystkie prawda?
Regina straciła pracę bo zwyczajnie - najpierw spadła z roweru i miała przetrącone kolano i 3 miesiące właściwie chodzić nie mogła. Póżniej zbierając i sortując cukinie wykończyła ręce i miała operowane żyły - najpierw w lewej ręce a po 2 miesiącach w prawej. Więc nie mogła pracować. Za to - nie mając ruchu zbyt wiele i gotując i jakoś zaczęła rosnąć w szerz. Przez pół roku nie jeżdziła na rowerze bo chore ręce nie pozwalały utrzymać kierownicy.
I nagle Regina stwierdziła, że jest już zdrowa. Może iść do pracy. Z pracą trudno obecnie szczególnie dla osób w pewnym wieku. Znalazła ogłoszenie , że szukają do zbierania jagódek. Zadzwonili ,że jutro na ósmą ma być i zbierać. Cała szczęśliwa ,że na biało ,że miód a co tam wszystko jedno ,mogła pracować z cukinią to z jagódkami sobie też da radę.
Jagódki były 27 km od naszego miasta. Regina wyruszyła. rowerkiem wcześnie rano. Prze pola ,wioski i laski..... Nagle znalazła się w Niemczech . Pojeżdziła jeszcze szukając tych cholernych jagódek - w końcu znalazła jakoś godzinę się spóżniając . Jak sobie policzyła zrobiła gdzieś ponad 50 km.
Pracowała sześć godzin. Szefowa płaciła 90centów od kilograma. Zarobiła gdzieś 10 eu i postanowiła wrócić do domu .
Dzwonie do niej gdzie jest ,bo piknik się zaczyna i czy dojedzie jeszcze. Ona płacząc mówi ,że siedzi na ławce we Vlodrop i nie ruszy się ,nie wejdzie na rower ,w d....ie ma jagody ,pracę .i wszystkie pikniki razem wzięte. Ona chce natychmiast jakiś samochód ...Nie ruszy się z tej ławki dotąd aż Jan przyjedzie z pracy i przyjedzie po nią.
Dwa dni moja koleżanka chodziła raczej bardzo ostrożnie... Lodem okładała sobie spuchniętą bardzo ważną część ciała. Na te jagódki już więcej nie pojechała.
Wczoraj wsiadłyśmy na rowery i ruszyłyśmy obie tak gdzie wiem jakie sady są i gdzie można ewentualnie coś dla Reginy znależć. I znowu znalazłyśmy się w Niemczech tylko z innej strony. Znalazłyśmy również inne jagódki . Z knajpka gdzie spróbowałam wina jagodowego (naprawdę dobre). Pracy nie było. Droga powrotna zabrała nam 20 minut. Tylko mnie dziwnie dziś boli tu i ówdzie. Co innego tak sobie pojechać na zakupy a co innego błądząc zrobić jakieś 30-40 km.
Moja wycieczka była przynajmniej bardzo miła ,okraszona lampką wina i chociaż pracy dla Reginy nie znalazłyśmy to ja poznałam inne okolice i odkryłam parę urokliwych miejsc.
Ja to pryszcz . Regina znowu się okłada lodem....
Oj, Renatko, ależ się tam u Was dzieje:))) Podziwiam, 50 km na rowerze??? Niesamowite!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Reginy!
Dzieje się?! te rowerki to jeszcze nic - mój rekord życiowy to 150 km - wyprawa do Belgii do Maselijk. To była dopiero wycieczka. Reginie zaszkodziło to,że utyła znacznie no i nowy rower ,I brak treningu.
OdpowiedzUsuńMnie juz chyba nic nie zaszkodzi ,umrę w biegu . Dziś już bylam w gemande,w szpitalu na kontroli z ciężarna ,za chwiłe ide z siostrą znów do szpitala a wieczorem jade do Polski. Następny post już będzie z Polski...
Hi,hi,hi... a ja w kierunku Holandii! Może miniemy się na granicy jakiejś?
OdpowiedzUsuńW każdym razie będę machać!
Współczuję i życzę Reginie jak najmniej takich przygód.
OdpowiedzUsuńPozdro
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać. Przyłączam się do Piotra z wyrazami współczucia, bo tak sobie myślę, że bardzo ciężkie to życie w Holandii ma Regina.
Pozdrawiam serdecznie.
oj kochana - jest ciężko nie tylko Reginie .Inna sprawa ,że Regina jest specjalistką w umilaniu sobie życia i niesamowitą wolą przetrwania. Będąc na jej miejscu wiele rzeczy bym nie robiła ale również chyba bym poszukała nory do schowania się. Ona nie - typ walczący...
OdpowiedzUsuńNa rowerze trzeba jeździć systematycznie, by nic nie bolało...
OdpowiedzUsuńWspólczuję, bo to jednak niemiłe...