Około trzeciej nad ranem ,znużona następnym atakiem duszności zaaplikowałam sobie inhalacje wciągającą- wydmuchową i czekając na oczekiwane efekty swobodnego oddychania złapałam mojego smartfona.. Jak zwykle zaczęłam przy nim kombinować .
Ledwie wstałam dzwonek bezpośrednio do drzwi a w drzwiach cała zdenerwowana siostra, zadyszana i ściskająca mnie ,żem cała ,stoję na dwóch nogach i oddycham...
Okazało się, że jak zobaczyła ,że dzwoniłam o trzeciej nad ranem, to szybciutko przybiegła do mnie po drodze mając jak najgorsze przeczucia, bo Skype był wyłączony, telefonu nie odbieram ( no bo głos dalej nie działa) ,i już nie próbując dzwonićc na telefon domowy zaraz przybiegła mając po drodze wizje znalezienia zimnych zwłok.....
Rozczuliła mnie i poczułam się ,no dobrze , no tak jakoś ,że jednak kogoś obchodzę , przynajmniej wiem, że itd. Balsam spłynął na mą duszę.
Podniesiona na duchu wyjrzawszy na zewnątrz zobaczywszy słoneczko i sympatyczną pogodę , nie zważając więcej na kota siedzącego mi na piersiach postanowiłam zabrać się za jakieś porządki ,zlikwidować kurze ,wypastować stół i umyć kuchnie.
Przyniosłąm drabinkę, przygotowałam miksturę myjącą szafki i zaczęłam działalność.
Kiedyś co tydzień robiłam takie porządki i skakałam po szafkach bez drabinki a teraz???
Zawzięłam się i skończyłam porządki , łącznie ze zmianą pościeli . Poduszki oblekałam już na siedząco bo .. nogi mi się trzęsły.
Nie zwierzałam się już Dasi bo ona ma swoje bolączki i miała techników od spłuczek i kraników to ją też kosztowało sporo zdrowia...
M
Nie zabrałam głosu w dyskusji bo inni komentujący już tyle napisali ,że ja nic nie mogłam odkrywczego dodać... Jestem jednak pod wrażeniem wymowy tego felietonu.
Dzisiaj poczytałam troszkę Onet (coraz gorzej mi to idzie ,bo jakieś reklamy mi włażą i nie zawsze mogę cały artykuł przeczytać ale dziś mi się udało .. Poczytałam ,że jakaś pani w autobusie zbeształa niewidomą ,że ma nie siadać koło niej bo ona jest osobą ,do której wszystkie choroby lgną. No ok -
poczytałam swoje pomyślałam i zdążylam przed tymi reklamami parę komentarzy przeczytać. Co się dzieje z ludźmi??? Jeden tam pisze, że to żaden news , o czym tu pisać ,co to w ogóle jest ,że by o takim byle czym pisać . I tu się ździebko zadziwiłam . Ciekawe czego oczekują czytelnicy.......Pewnie wiadomości ociekających krwią i okrucieństwem....
Nie , nie mam depresji - to jest tylko obniżenie nastroju...
Też byś tak przecież... "conienonie"? :-)
OdpowiedzUsuńjasne
UsuńPociesz się że w lutym każdy tak ma.
OdpowiedzUsuńNo ale przecież to kiedyś minie...
Trzymajmy się...
:-)
byle do wiosny. ,,:))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńMoże warto, żeby każdy zrobił "telefoniczne testowanie przyjaciół" o trzeciej w nocy?
Pozdrawiam serdecznie.
no wiesz , ja już o dwunastej w nocy biegłam od znajomej na telefoniczne wezwanie.. ten test nie był zamierzony ale.. .być może godny polecenia:))
OdpowiedzUsuńTrzymaj się dzielna kobieto! Dla mnie też jesteś ważna bo bardzo cię polubiłam. Ale na testy jestem trochę za daleko, nie polecam się:-)
OdpowiedzUsuńtest niw był zamierzony. Dlatego też o nim piszę , bo to jak balsam na mojąs skołataną ostatnio duszę. Ja Też bardzo lubię Bet - tę osobe ,któr mnie namówiła na pisanie bloga i chwała jej za to - i za te przesympatyczne teksty na jej blogu:))
OdpowiedzUsuńJesteś potrzebna - jesteś !!!!.
OdpowiedzUsuńJesteś moją moja jedyna kumpela w Holandii i ciągle zywie nadzieję, że kiedyś Cie napadnę.
Jak następny raz będziesz u córki to nie ma problemu -zawsze jesteś mile widziany wraz z małzonka? Do mnie jest tylko ok . 2,5 godziny jazdy pociągiem...
UsuńA poza tym - już w moim śnie mnie nawiedziłes raz i zwiedzaliśmy Rormond
nie każdy ma kogoś, kto przybiegnie zmartwiony sprawdzić co się dzieje,
OdpowiedzUsuńsama widzisz - warto żyć
Och - wiem ,że warto i bardzo chcę. A jeszcze ta świadomość ,że mam wokół siebie życzliwych ludzi...
UsuńJesteś potrzebna nie tylko Dagmarze. Mnie też zmartwiły te Twoje trzęsące się nogi, duszności i inne kłopoty. Oby wszystko wróciło do normy. Trzymaj się! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o płuca to już się nie wrati....Muszę się nauczyć z tym życ. I mierzyc siły na zamiary..Za to świadomość posiadania życzliwych znajomych i kochającą rodzine to jest cudne...
OdpowiedzUsuńDobrze mieć kogoś takiego;) ja też rzucałam wszystko jak tat nie odbierał długo telefonu i jechałam 60km, czasem oddzwonił i z drogi zawrócił, a czasem piliśmy kawę o 23...
OdpowiedzUsuńMoje szczęście ,że mam tu siostrę o rzut beretem...
OdpowiedzUsuń