Moja lista blogów

środa, grudnia 27, 2017

Rozprawka pseudo psychologiczna - Święta

                zaznaczam ,że piszę wyłącznie o moich własnych odczuciach, uczuciach i przeżyciach. Nie generalizuję , nie mam pretensji do wszystko wiedzącej osoby, nie upieram się ,że tak jak ja czuje wiele innych osób (ale być może znajdzie się parę co chociaż w części mają podobnie, bo świadomość ,że się jest jedynym co to pod prąd  znowuż tak bardzo budująca nie jest).

       Jak byłam dzieckiem nie znosiłam Świąt. Miałam trudności ze składaniem życzeń, przytulaniem się do ciotek itp, całowaniem w powietrze i głaskaniem  mnie po głowie  z jednoczesnym odsyłaniem mnie do stołu z mniejszymi dziećmi.

   Poza tym podobno byłam niejadek a zapach kiszonej  kapusty do dzisiaj mnie zresztą nie kręci..

   Poza tym Mama zwykle była tak zajęta , że w domu ateistycznym  w Wigilię obowiązywał do czasu wspólnej wieczerzy ścisły post. Ona nie miała głowy do codziennego rytmu jedzenia bo wszystko będzie wieczorem.

  No i wieczorem u mnie następowała katastrofa.

Najpierw Łamanie się opłatkiem -  podniosłość tej atmosfery , te życzliwe życzenia przyprawiały mnie o gęsią skórkę. No bo co to za życzenia - żebyś się dobrze uczyła...np...

   Potem następowała zupa grzybowa którą lubię do dzisiaj ale na głodny żołądeczek zapełniany szybko owocowało nie zjedzeniem drugiego dania, tym bardziej ,że tam była znienawidzona kapusta z grochem albo z grzybami ,w której tylko grzyby lubiłam no i na dobitkę kompot z suszonych śliwek ,który mi nigdy nie smakował. Niejadek byłam i to wybredny - co innego chleb z masłem i dżemem ::)) bo to mi przechodziło przez  gardło bez problemów chyba do 14-tego roku życia.
    Przysięgam ,że nie pamiętam z dzieciństwa czy były prezenty pod choinką czy nie. Naprawdę ni pamiętam - te były jak już byłam dorosła i miałam swoje dziecię...
   A potem następowały dwa dni dla mnie takie totalne lenistwo i te dwa dni mogłam czytać do woli bo nikt na mnie na szczęście nie zwracał uwagi chyba ,że trzeba było pójść z wizytą ,czy pojechać. Chyba, że byli goście i trauma świąteczna powracała...

 Myślę teraz, że mój dom rodzinny był zimny chociaż wszyscy się kochali ale nikt nie potrafił swych uczuć okazywać ...Pozą tym - rodzice prawdopodobnie mieli swoje problemy i te ukryte przed dziećmi problemy dawały się podwójnie wyczuć właśnie  w okresie świątecznym...

   Nie - święta to nie było to na co Renatka ( bo tak mnie nazywano w rodzinie) czekała cały rok.

W dorosłym życiu było różnie. Starałam się dla córki mieć tę choinkę i gwiazdkę, i zwyczajnie bez nerwów i stresu przeżyć te święta. Bo zawsze był ten stres - bo wszystkie pucowały okna ,szkła kryształy i co się dało , zdobywało się dobroci świąteczne w ten czy inny sposób i szykowało się prezencik dla córci i dla rodziny - bo ja ,jako osoba samotna z dzieckiem bywałam u siostry ( bo ta miała wtedy najlepsze warunki mieszkaniowe) rodzina się zjeżdżała i było sympatycznie. Ja co prawda nie uczestniczyłam w większości przygotowań ale za to drobiazgi dla rodziny pod choinkę.... No i byłam dostawczynią trudno zdobywczych produktów. Było dobrze bo jakoś czułam się u siostry ok. Bez przesady ale miło.

  Wyjechałam i na szczęśćcie trafiłam do Holandii - gdzie nie byłam zobowiązana do podtrzymywania żadnej tradycji i jakby na kolację wigilijną była chińszczyzna to i tak by nikt nie miał do mnie pretensji.

 Za to zaczęła mnie denerwować komercja - miasta i wystawy przystrojone świąteczne ,liczne Mikołaje i wszechobecne dinigilaje doprowadzają mnie do  szału.
   Tu nie znają opłatka, tu nie ma histerii gospodyń domowych na przeróżne tematy świąteczne. Pewnie  w domach holenderskich jest tradycja ichnia świąteczna nie przez wszystkich przestrzegana i zupełnie inna niż u nas .

  W tej chwili nic nie muszę na szczęście. Radio i tv mogę wyłączyć,mogę świętować i nie muszę...

  Jeśli ma przyjechać moje dziecię czy siostry dzieci, to się staramy zrobić święta chociaż troszeczkę po polskiemu...

 Od kiedy jestem na obczyźnie - owszem ,gdy spędzałam święta z  Holendrami  odpuszczałam sobie takie coś jak opłatek  itp katusze wigilijne - miałam inne - czy ten królik będzie smakował itp, itd...

   Teraz nic nie muszę i całe szczęście. Oglądam w tv głupie filmy świąteczne bez jakiś wyższych uczuć ,rożne romanse i komedie ,czytam co mam pod ręka i jestem cała szczęśliwa ,że jak dla mnie - święta mijają obok a ja mam święty spokój. Owszem - mam swoje wzruszenia . wigilię spędziłam z siostrą przed telewizorem gdzie dawał koncert  z Londynu  Andree Rieu ,którego to jestem fanką i obie miałyśmy ucztę duchową pełną wzruszeń...Natury jednak nie świątecznej...Po prostu jak zwykle u Andree - świetny koncert pełen  muzyki, dowcipu i radości . i wzruszeń..

   Dlaczego o tym piszę. Fb, i na blogach panuje świąteczny nastrój, wszyscy wszystkim składają życzenia co samo w sobie nie jest złe przecież a nawet miłe .   Jakby to powiedzieć - przesyt nie jest dobrą sprawą..
  Osoby bardziej wrażliwe, czy cierpiące na samotność ,czują się chyba bardzo niekomfortowo. Ja nie ale ta podniosła atmosfera świąteczna, ta powszechna życzliwość na dwa dni , te wszystkie akcje dla samotnych ,dla biednych jednorazowe akcje  są lekko dla mnie nie do przyjęcia. Bezdomny potrzebuje kąta nie raz w roku ale stałego miejsca...biedny potrzebuje wsparcia nie jednorazową paczką ale potrzebuje wędki  bo Rybę sam złapie.
 
 Pod tym względem święta są dla mnie pełne hipokryzji i moich złych emocji. W moim odczuciu - czym więcej błyskotek, czym większa choinka , czym pełniejszy stół tym zimniejsze serce.

  Podobno święta te mają wymiar religijny ( nigdy w życiu nie byłam na Pasterce). nie wiem  -z obserwacji moich mi wynika ,że w tym całym galimatiasie świątecznym  o Bogu nikt nie pamięta. Nawet księża...

  Ja nie muszę świetować - dla mnie to tradycja ale skoro jest jak jest - często święta spędzam sama - chciałoby się tak troszkę umiaru.

  W tym roku miałam bardzo dobre święta , ten wigilijny koncert , oglądałam co chciałam i czytałam co chciałam . Spotkał mnie też zawód  - bo córka nie przyjechała . I ją rozumiem - na jej miejscu też bym się nie ruszyła - kot jest bardzo chory i nie może go zostawić w obcych rękach...

   Było też wesoło bo  siostrunia miałą aż dwie Wigilię . I to też było fajne - dla niej bezcenne.

Kiedyś kombinowałam ,żeby gdzieś wyjechać na okres świąteczny. Jednak - hmm na widok Mikołajów i gwiazdek latających pod palmami chyba pękłabym ze śmiechu.. Komercja mnie dobija...

   Chyba kiedyś się wybiorę wygrzać gdzieś kosteczki . Jak najdalej od świat, karpia ( no karp mi nie przeszkadza bo akurat lubię) ale nie musze go jeść wyłącznie 24 grudnia. Inne daty też są do przyjęcia...

    Może jakby tak mniej pompy a więej faktycznej zadumy obojętnie co jest na stole to byłoby milej??? Nie wiem - nie mam zdania bo jednak tradycja też ma swoje znaczenie choćby dla rodziny.

Jak nasze dzieci zjeżdżają obojętnie z którego akurat zakątka  świata to  pytają się o tego nieszczęśnego karpia itp . Też nasiąknęły tym  czymś co się nazywa Magią Świąt? Albo jadą do mamy ,która  akurat w tym czasie kojarzy się z tymi smakami.??



   



17 komentarzy:

  1. A wiesz, Mój Brodacz powiedział mi cichutko (pewno teściowie byli w pobliżu), gdy dzwoniłam wieczorkiem w niedzielę, że mój karp był najwspanialszy... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i, jak się domyślasz, też nie pamiętam z domu choinki i prezentów pod nią. Dopiero dla Twojej córci organizowało się choinkę i pamiętam motywy "choinkowe" z A. w roli głownej :-). Generalnie święta lubiłam jako dziecko (pewno dlatego, ze zawsze byłam łasuch i nie mogłam takiej okazji pszepuścić), za wyjątkiem dzielenia się opłatkiem... Czułam zawsze jakieś zażenowanie wręcz...W "dorosłości" też. I jeszcze pamiętam, że babcia Stasia goniła mnie ścierą z kuchni, gdy chciałam wylizywać michę po jakiś ciastach... I faktycznie święta nabrały innego wymiaru gdy założyłam własną rodzinę i wszystkie nasze "nasionka" mogły się spotkać i powymieniać się prezentami :-) Tylko ten opłatek... No, to sobie darujemy. Pozostaje jeszcze komercja, na którą nie ma rady...A takie święta, jak w tym roku, były superowe :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, bardzo drażnią mnie nachalne wręcz reklamy świąteczne nawołujące do magii, miłości i wiązania się z rodziną. Tyle w tym wszystkim lepkiej słodyczy, że aż gorzko się robi. Współczuję prawdziwie samotnym osobom, które muszą czuć się podwójnie wykluczeni z tego świątecznego szczęścia.
    W czas naszej młodości tego nie doświadczyliśmy i może dlatego tęsknimy za maminym karpiem? To są autentyczne uczucia.
    Na szczęście następne święta dopiero za rok.

    OdpowiedzUsuń
  4. Klik dobry:)
    Ja jestem ogromnie ciekawa, czy... gdyby zapukał bezdomny, to zostałby w Wigilię posadzony przy tradycyjnym dodatkowym nakryciu przy stole?
    Wątpię... bo nieraz samotna byłam w Wigilię i nawet najbliźsi sądziedzi - z tych bardzo religijnych - nie zaprosili, a co dopiero nie pachnącego żelem do kapieli przybysza z kanału czy dworca.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam wątpliwości, że bezdomny zostałby odprawiony do noclegowni. W najlepszym wypadku poczęstowany zupą na klatce schodowej.
      W skrajnym przypadku bezdomny może się okazać bandytą.
      Tak to niestety wygląda i to niekoniecznie z naszej winy

      Usuń
  5. Moje drogie rozmówczynie - fakt, już po Świętach za to Nowy Rok. I zaraż to wariactwo minie - za to w Holandii nastąpi karnawał...Nastepne wariactwo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wariactwo karnawałowe jest tylko jedna rada: włączyć się i zaszaleć!

      Usuń
  6. Myślę podobnie i uważam, że wiele z przeszłości się idealizuje, a wszystko przez to, że wówczas byłyśmy młodsze. Ja lubię karpia, ale mąż i wnuki wolą łososia, więc za jakiś czas karp zniknie ze stołu. Dzieci przygotowują nie rosół, a chińską zupę.
    Dobrze, że nie ma tego karnawałowego szaleństwa, bo wracające pary roześmiane i rozchichotane budziłyby osiedl nad ranem.
    Życzę zdrowia i odrobiny luksusu na co dzień w Nowym Roku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś mi znika u Ciebie komentarz.
    Pod spostrzeżeniami podpisuję się, życzę dalszych blogowych inspiracji i wirtualnych przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja z kolei nie rozumiem co ludzie widzą w łososiu dobrego.Suche, czerwone i mało inspirujące ... chyba ,że jakoś tak inacezj zrobiony. Nie wiem - akurat ja nie przepadam za łososiem.. Nawet jakby to powiedziec - wolę karpia tradycyjnego ,najlepiej w szarym sosie a nie ummie zrobić!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo jasny przekaz. Święta mają wymiar poza religijny i tylko jakieś starodawne zwyczaje odbierają nam radość świątecznego leniuchowania. Można i tak, tym bardziej, że coraz więcej ludzi, zwłaszcza młodych wybiera ten właśnie sposób świętowania. Tak powstaje nowy, świecki rytuał świąteczny. Każdy ma prawo wybierać to, co mu bardziej odpowiada.
    U mnie jednak podtrzymujemy tradycję i moje córki również są za takim jak nasze celebrowaniem i traktowaniem świąt.
    Te dwa światy mogą na szczęście współegzystować bez konfliktowania się i niech tak zostanie.
    Teraz weszliśmy w okres karnawału i tu na szczęście nie ma tak wyrazistych różnic. Korzystajmy z tego do woli
    Pozdrawiam poświątecznie i Nowo rocznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie podałem swoich namiarów więc uzupełniam:
      https://tatulowe.wordpress.com/

      Usuń
  10. Bardzo refleksyjny post, który daje mocno do myślenia. Osobiście, już od dawna zrezygnowałam z obchodzenia tradycyjnych świąt/potraw. Najważniejsze jest to, by je obchodzić duchowo z prawdziwymi uczuciami miłości w sercu, zaś spożywanie świątecznych posiłków może być skromniejsze i także przyjemne, a do tego mniej kosztowne. Serdecznie pozdrawiam, życząc Szczęśliwego Nowego Roku 2018! Moc serdeczności Renatko

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję bardzo Nie muszę chyba mówić ,że i Tobie życzę bardzo udanego 2018 roku.
    Odwiedziłam właśnie Twój blog.I zostawiłam ślad..:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ślicznie z Wzajemnością Renatko
      Moc serdeczności na cały dzisiejszy i każdy dzień :)
      Bardzo mi miło i najmocniej dziękuje...

      Usuń
  12. Moje dziecięce rodzinne Święta, Renatko, wspominam zawsze z rozczuleniem i jakąś tam nostalgią...
    Może przedwcześnie dziecinnieję?!!!
    buzineczki

    OdpowiedzUsuń