Kiedyś , jak składałam papiery na polską emeryturę był wymóg - polskie konto ,tudzież adres. W Polsce. Dostosowałam się - jak najbardziej.
Przez te wszystkie lata ZUS potrącał mi składkę na ubezpieczenie zdrowotne. W ubiegłym roku, w październiku poszłam po rozum do głowy i postanowiłam ( tym bardziej, że straciłam polski adres) wszystko ujednolicić a szczególnie tę składkę na ZUS.
W końcu przez tyle lat płaciłam podwójne składki - i w Holandii ,gdzie się leczę i w Polsce gdzie szans na żadne leczenie raczej nie mam.
W ZUS w Tychach wypełniłam mnóstwo formularzy, zaświadczenia z holenderskiej CZ ,które miałam przy sobie nie chciano ,w sumie wydawało mi się ,że świat jest przyjazny , ZUS też i wszystko gra i buczy.
Po czym dostałam jedną emeryturę powiększoną o zlikwidowaną składkę ZUS.
Następnie dostałam pismo z komórki międzynarodowej ,w styczniu, że moja polska emerytura jest naliczona na tyle a tyle, na rękę dostanę tyle a tyle, ZUS wynosi tyle a tyle... Pismo przyszło na adres w Holandii. Nie na żaden mail, nie - na adres pocztowy, całkiem porządne pismo.
W mojej duszy zagrało. Pisałam już o tym. Dowiedzenie się numeru telefonu - pomimo ,że są strony internetowe itp , tzw, kontakty itp graniczyło prawie z cudem ale się udało. Odsyłana od ZUS do NFZ nareszcie dodzwoniłam się do właściwej komórki , gdzie pewna pani poinformowała mnie, że istnieje internet( jakbym nie wiedziała0 ,że wszystko można internetowo załatwić i ja durna uwierzyłam -
Zaczęła się korespondencja mailowa. Pani zarządala zaświadczenia z CZ. Wysyłałam 3 razy. Przy okazji informując ją dlaczego i po co płace ubezpieczenie zdrowotne w kraju zamieszkania.
Jest prawie sierpień.
Bez efektu.
Dzisiaj , po kolejnej interwencji mailowej z mojej strony otrzymałam odpowiedź ,że w/g jakiś tam przepisów ( na żadanie mogę zeskanować i przedstawić) po raz drugi (?) zwracają się z prośbą do CZ w Tilburgu adres taki i taki ,telefon taki i taki ( te dane zostały przeze mnie trzykrotnie wysłane do pani) z prośba o wyjaśnienie dlaczego ja właściwie płacę składki na ubezpieczenie zdrowotne w Holandii.
Ręce i nogi mi opadły.
Znają mój adres domowy ( ten w Holandii ) telefon domowy (ten w Holandii ) mam tyle i tyle lat i jest dokładnie wiadomo ,że tu mieszkam i żyje od 20 lat. I dalej jest odsyłanie z instytucji do instytucji.
dziś już za póżno - w poniedziałek dzwonię do Tilburga by sprawdzić ,czy rzeczywiście jakiekolwiek pismo wpłynęło od naszego NFZ.
Zwyczajnie - nie wierzę ,żeby holenderska instytucja odpowiedzialna za kontakty z zagranicą nie dała znaku życia przez 6 miesięcy.. Sprawdzę to na wszelki wypadek i jak moje podejrzenia się sprawdzą to ciekawe gdzie mam uderzyć ???
Do ZZZ ,do prezydenta czy do Jarka albo . Albo może do jego kota???
Do kota, oczywiście. No chyba jasne, ze najbardziej kompetentny ;-)
OdpowiedzUsuńMaradag ma rację. Do kotka ... za pomocą młotka. ;)
OdpowiedzUsuńpolscy urzędnicy mają aż miesiąc na odpowiedź na każde pismo, co skrzętnie wykorzystują
OdpowiedzUsuńa poza tym nie wszyscy znają przepisy dotyczące danej sprawy i dlatego właśnie wolą motać i odwlekać
Nie potrafię nic doradzić więc tylko dodam ducha:))
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńJedynie kot stawi temu czoła, jak dzielnie to czynił w oknie swojego pańcia podczs niedawnej demontracji.
Można sobie żartować, ale na usta cisną się niecenzuralne słowa. Istny dom wariatów i wariackich papierów urzędniczych.
Pozdrawim serdecznie.
Hurtem wszystkim odpowiadam. Nie odpuszczę. Zanim zejdę zaskarże do nowych sądów NFZ i ciekawe co dalej. Zartuję - 50 eu nie jest warte moich nerwów ale nie odpuszczę - będe sobie wymieniać korespondencje do ukichanej śmierci
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście mozna się załamać.
OdpowiedzUsuńAle widzę, że Ty się nie załamiesz.
Powodzenia Reno.
:-)
A dzięki, dzięki
OdpowiedzUsuńNie daj sie, oni właśnie na to liczą, żeby ktoś odpuścił. Trzymam kciuki:)
OdpowiedzUsuńTrzymaj - w poniedziałek zaczynma batalię od nowa...
OdpowiedzUsuńNiektórzy radykałowie, Renatko, utrzymują, że ZUS to instytucja bandycka! Może tak źle aż nie jest, ale szemrana na pewno!
OdpowiedzUsuńbuziulki, przytulki
Renia na wojennej ścieżce.
OdpowiedzUsuńWspółczuję, bo walka z polskimi urzędami jest dla hobbystów.
Może jakiś rzecznik praw obywatelskich, czy co?
Proponuję, Renatko, wynająć dobrze wyszkolonego Don Quijote!
OdpowiedzUsuńee tam - sama się czuję jak Don Quijote
OdpowiedzUsuńWażne, by nie czuć się jak wiatrak...
Usuń:))
OdpowiedzUsuńWalcz o swoje, choćby dla zasady. Trzymam kciuki i wspieram myślami. Ukłony
OdpowiedzUsuńPonieważ przepisy zmieniają się w takim tempie, że zanim dotrą do urzędu, już są nieaktualne, biurokracja kwitnie, a w urzędach niedouczone maturzystki lub po dziwnych kierunkach (egiptolog), w dodatku znajome znajomych, to nic dziwnego, że nie dociera przekaz.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności