Moja lista blogów

czwartek, października 20, 2016

Starość

                    Ten tekst powstał pod wpływem Tatulowych przemyśleń jak i relacji Klarki  z jej nowego miejsca pracy. To wszystko razem skłoniło mnie do wynurzeń.  Rodzę ten wpis już parę dni.
    Bo temat dla mnie trudny, bo niejednokrotnie mnie biją po oczach niektóre komentarze ,bo sama się zmagam z tematem ,który jeszcze troszkę a będzie mnie osobiście dotyczył, bo jakoś lata nie chcą uciekać do tyłu.
   Ciągle się też zmagam sama z sobą - czy aby na pewno zrobiłyśmy z siostrą wszystko co można było by naszej mamie było jak najlepiej na koniec życia.
  Nie wiem i pewnie będzie to mój dylemat do końca moich dni...
  Nasza mama była prawie niewidoma, miała cukier, początki demencji. Początkowo jeździłyśmy z siostrą na zmianę do domu . Miała opiekunkę co prawda ,tylko dochodzącą, która troszkę posprzątała, przyniosła zakupy a później to i obiady przynosiła - bo mama już właściwie nie mogła sama już nic.
   Mogłam ją zabrać do Holandii. Mogłam ale musiałaby się na to zgodzić a już później nawet mowy nie było ,żeby opuściła swoje ukochane mieszkanie.
   Oprócz tego Mamie się zaczął charakter zmieniać. Zrobiła się uparta i zaborcza. Bardzo jej się podobało ,że jeździmy na zmianę,że zawsze któraś jest.
  Na siostrę padło wytłumaczenie mamie, żeby zechciała się zainteresować domem opieki. Bez jej zgody przecież nie mogłyśmy nic...
  Był zaraz obok mamy bloku dom opieki . Byłam w środku - na zewnątrz wszystko pięknie ładnie ale w środku-w moim odczuciu katastrofa. Maciupcie pokoiki, gdzie ledwie dwa łóżka się zmieściły. Nie to nie był dom dla naszej mamy.
   Padło  na Dom Kombatanta w Bytomiu. Złożyłyśmy papiery, mama podpisała .W liście  z tego domu było napisane, że czas oczekiwania jest minimum rok czasu i pewnie mama tylko dlatego podpisała, że rok to kawał czasu i ona jeszcze zdąży  coś wymyślić. Nie zdążyła - w pełni lata przyszło pismo,że jest wolne miejsce.
    Dostała tam pokoik z kuchenka i z jeszcze jedna pensjonariuszka, łazienką szafą .Pokoik był przestronny, sympatycznie urządzony.
  Mama mogła chodzić z balkonikiem i chodziła ale na świetlice ,do wspólnych posiłków nie dała się namówić.
  Na gimnastykę chodziła ale na wszelkie wieczorki organizowane przez dom nie chciała. Były grille w cudnym ogrodzie, były śpiewania jakieś zajęcia wspólne -  mama nie.
  Zresztą -  po śmierci ojca Mama odsunęła się od wszystkich. Zerwała prawie wszystkie znajomości jakie miała ,rozmawiała tylko z  wybranymi sąsiadkami, utrzymywała tylko kontakty z nami i z siostrą swoją.
   Dom kombatanta to bardzo duży dom. Tam już nie było tak zacisznie.Tam było sporo ludzi i ciągle się coś działo.
   Nasze wyprawy do Polski wcale się nie skończyły. Były nocne telefony, no przecież nie mogłyśmy jej tak zostawić. Ciągle byłyśmy obecne, i telefon był czerwony. Aż przyszła wiadomość,że mama jest w szpitalu. Na łeb na szyje jechałyśmy do Polski.
  Mam już nie wstała. Leżała, przestała kontaktować ,odleżyny pomimo materaca przeciwodleżynowego, klepania przewracania itp. To było straszne.
  Kierownictwo tego domu miało nas dość na pewno.
Była karmiona. Aż zaczęlą troszkę kontaktować. Dawała znać ,że wie, że któraś   z nas jest. przy niej.
Az pan doktor powiedział ,że mamy jechać do domu bo sytuacja potrwa jeszcze długo. Być może miał nas też dość. Pojechałyśmy. Zaraz na drugi dzień po przyjeździe przyszłą ta ostateczna wiadomość...
 Ta opieka nad mamą miała swoje koszty w naszym prywatnym życiu. Ja straciłam pracę a siostra męża.  Do dzisiaj płacę  spłacam pożyczkę, którą byłam zmuszona wziąć w trudnych czasach.
 Siostrze się rozwaliło prywatne życie...
   
     Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo mi się plączą dwa tematy po głowie. Opieka w domach opieki i problem "godnego umierania"
 Osobiście nie mam większych zastrzeżeń do tego domu, w którym przebywała moja mama. Było czysto, pensjonariusze mogli wychodzić na zewnątrz - oczywiście ci którzy mogli. Mieli organizowany czas, rehabilitację, kaplice. Na panie, które opiekowały się tam ludźmi też nie mogę złego słowa powiedzieć. Może mam zastrzeżenia do opieki lekarskiej,.Ale do polskiej służby zdrowia mam generalne pretensje. W takim domu powinien przyjmować przede wszystkim geriatra. Wiem, że tego rodzaju lekarzy jest jak na lekarstwo. Nie mamy geriatrów.

    Nastawienie również personelu - skoro przyjeżdżamy z Holandii tzn,że jesteśmy bogate. Możemy to czy tamto. - np sprezentować  domowi materace przeciwodleżynowe najlepiej w ilości hurtowej.Kupić drogie maści poza receptą.  Medykamenty też, które recepta nie obejmuje.
   
     Mama zmarła. Praktycznie cały dobytek, który mama tam miała zostawiłyśmy w tym domu. Wyszłam z założenia, że np wózek w takim domu zawsze się komuś przyda...Czy ten nieszczęsny materac...

     Patrząc na mamę postanowiłam sobie w duchu, że ja nie. Ja nie będę tak umierać. Mieszkam w Holandii i tak zostanie do mojej śmierci , bo tu mogę poprosić o godną śmierć.

   Długo rozmawiałam z córką na ten temat.  W wypadku gdybym była niesprawna, gdyby mnie miano  - że użyję słów Klarki - podlewać jak roślinkę, gdybym sama już nie umiała  decydować o sobie ma mnie zgłosić do instytucji odpowiednich w Holandii.
      Jeżeli będę sprawna umysłowo sama podejmę taką decyzję. Nie obciążając tym nikogo.
 
Być może moja postawa dla  ewentualnych czytelników jest mało akceptowalna. Ale ja nie chcę rozkładać się za życia, nie chcę cierpieć z bólu i narażać bliskich na bezradność  Bo chyba nic nie ma straszniejszego dla opiekuna jak bezradność. I czekanie na ostateczność....
   Chcę odejść  nie przyspażając sobie  i bliskim cierpień...

     


 

8 komentarzy:

  1. Od dawna o tym myślę, a im jestem starsza, tym częściej...
    I myślę, że wolałabym uschnąć sama w domu, niż wegetować do śmierci w takim przybytku. I nie chodzi mi nawet o standard, ale właśnie o odzieranie starszych z resztek godności (co nieuniknione przy obsłudze).
    Masz szczęście, że mieszkasz w Holandii - tam masz przynajmniej prawo wyboru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obojętnie gdzie człowiek jest - opieka nad tak chorym i starym człowiekiem jest szalenie trudna. W domu Tobie się wydaje ,że wolałabyś a Twoim bliskim? Ten strach ,że nie zgasisz gazu pod czajnikiem,że spalisz dom, że się przewrócisz i będziesz bez pomocy leżała przez 5 godzin. Patrzenie bezradne na osobę,ktora była mamą ,babcia a teraz się pyta - kto ty jesteś i skąd się tu wzięłaś. Nie myśl ,że oddanie do domu opieki zabiera tym ludziom człowieczeństwo. Tak nie jest - moim zdaniem.
      A jak jeszcze trafi na opiekunów typu Klarka...
      Miło mi,że wpadłaś,poczytałaś. Zapraszam na częstsze wizyty bo nie zawsze tka ponuro piszę:))

      Usuń
  2. Renia, teraz, gdy ujęłąś w słowa, to co wydarzyło się z naszą mamą i z nami na przestrzeni ostatnich dwóch, trzech lat, powróciły obrazy i przyszły konkluzje.... Mam podobne przemyślenia....Ale jeszcze nie rozmawiałam z Żukami...Problem jest w tym, że gdy jestem przy nich i rozmawiam, to jakby budzi sie we mnie motywacja do walki i zycia i w ogóle ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja droga -ależ ja też nie mam zamiaru jeszcze składać broni. Tylko tak - zwyczajnie coś ostatnio trafiłam na takie wynurzenia innych blogerów,które uruchomil te przemyslenia.
    A z Anią - wiesz my może zbyt częśto nie rozmawiamy ale czasem dłuuugo na różne tematy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj nie wiem czy byłabym zdolna podjąć taką decyzję o jakiej myślisz. Sądzę, że instynkt życia jest silniejszy od rozsądku. Ale być może ten osąd zmienia się w zależności od okoliczności w jakiej się znajdziemy.
    Tak w ogóle to myślę, że nie ma dobrej recepty na starość bowiem nie bez przyczyny powiadają, że "starość się Panu Bogu nie udała". Skoro Najwyższy nie poradził sobie z problemem to cóż my, maluczcy, możemy?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma dobrej recepty. Fakt. To jest naprawdę trudne .Tu mam wybór. Pomimo iż - jak piszesz - instynkt życia jest silniejszy od rozsądku. W kulturze chrześcijańskiej jest to nie do pomyslenia. Zwyczajnie nie bo właśnie instynkt życia. Jednocześnie opieka nad ludżmi starymi jest do kitu. I nikogo nie obchodzi, że stary ojciec leży na zgniłym materacu we własnych odchodach w jakiejś wiejskiej komórce. Dzieci kasują rencinę i są dumne, że ojca nie oddały do domu opieki...np..I chwalone. Takie przypadki też znam. W katolickim kraju.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedyne marzenie, jakie mam w związku ze starością, to aby w pierwszej kolejności wysiadło coś istotnego, a w żadnym wypadku głowa. Ideałem byłoby, żeby Wielki Zarządca wyłączył prąd zanim zaczną się sypać hardware i software...

    OdpowiedzUsuń
  7. O to ,to Tetryku. Też bym chciała tak, bo to bardzo istotne...

    OdpowiedzUsuń