Zamiast wody były góry, żadnej płaskiej powierzchni, kamyczki na drodze i babka góralka. Początkowo mieszkaliśmy w chacie góralskiej, takiej starej ,zbudowanej z bali ,utykanej mchem. Dlaczego to pamiętam...? Bo było zimno. Mama mnie opatulała wszystkimi ciepłymi rzeczami ,na pierzynie jeszcze leżał kożuszek. Leżałam w takim ciepłym kokonie i podziwiałam ...
Belki były wymoszczone jakąś zaprawą z mchu i czegoś jak to w górach a że chata była stareńka ,mech powypadał gdzie niegdzie i ja zawinięta w te wszystkie puchy i piernaty podziwiałam niebo i gwiazdy. Nie , nie bałam się. Leżałam cichutko cala zafascynowana urodą świata..Pamiętam do dziś granatowe niebo i gwiazdy ,cały rój gwiazd. I pamiętam ten zachwyt, który dech w piersiach zatykał..
Babkę góralkę też pamiętam jako małą zasuszoną panią ,która gdzieś tam koło mnie często była. To nie była żadna krewna - zwyczajnie to była właścicielka owej chaty gdzieś pod Gubałówką.
Poznawałąm świat wokół mnie i ..zaczęlam mówić goralszczyzną. Ach mamuś chodż usiądzmy pod smereckiem...Mama mówiła ,że łatwo mi to szło :))Do dziś potrafię z wlaściwym akcentem itd..
Czym skorupka za młodu :))
Potem przenieśliśmy sie do jakiegoś budynku na Gubałówce gdzie rodziny wojskowe mieszkały. Był to teren dla wyzdrowiałych podobno grużlików.. Moi rodzice mieli jednak ciekawe pomysły..To były jednak zupełnie inne czasy a wojsko to wojsko...
Mieszkaliśmy w tak pięknej okolicy, że rodzina dalsza i bliższa nawiedzała nas co jakiś czas w tym moi kuzyni ,którzy byli mniej więcej w moim wieku.
Pamiętam ,że zbiegliśmy z Wojtkiem z górki ,z takiej skarpy. Zabawa polegała na tym, że się przyspieszało ,przewracało i kurlikało na dół. No ,Renatka skurlikała się prawie prawidłowo prosto w krowie łajno...
To chyba był ten sweterek ,który mam na zdjęciu u Dagmary. Mama sama robiła. Cały sweterek nie dość ,że woniejący to oczywiście brudny. Zdjęłam i w samej sukience wróciłam do domu udając ,że mi bardzo gorąco. Sweterek gdzieś pieczołowicie schowałam,Zastanawiam się co ja
takiego miałam ,że nie moglam czy nie chciałam się poskarżyć ,że zła przygoda mnie spotkała? Pamiętam też inne przygody z dziecięctwa. Jak np . coś przeskrobałam i uciekałam dookoła stołu przed rozsierdzoną mamą. Mama mówi: - jak przestaniesz uciekać to uderzę cię tylko raz. a jak nie to i tak cię złapie i dostaniesz rżniątkę aż miło..
Zaufałam mamie. Faktycznie - uderzyła mnie raz ale pasek trafił w mój pasek od spódniczki. Ja cała ucieszona ,że odbyło się bez bólu i już w duchu sobie gratuluje kiedy oberwałam drugi raz,już po niewymownej. Też nie bolało ale zapamiętałam sobie jednako,że dorosłym nawet najbardziej kochanym ufa się ograniczenie...
Takie rzeczy pamiętam - ale narodzin mojej siostry nie. Widać niemowlaki nie wchodziły w zakres moich zainteresowań. Ja jej w ogóle nie pamiętam z Zakopanego. Ja ją dopiero pamiętam jak udało mi się jej wybić mleczaki dwa przednie już w innym miejscu zamieszkania.
Z Zakopanego pamiętam Giewont z krzyżem na szczycie. Nie to ,że tam byłam ale go widziałam .
Góralskie przyśpiewki mi całkiem dobrze wychodzą..i jakoś ich nie zapomniałam. Do dzisiaj lubię góry tylko z chodzeniem po nich już mam kłopot niejaki. Pomimo,że góry to jedyne miejsce na świecie gdzie nie palę na szlaku..
W tym dniu zaczęła się wędrówka moich rodziców.Mama i Tata na ślubnym kobiercu |
A to przypuszczam ,że Giżycko .Chyba poligon??Nie wiem dokładnie,sądząc po wzroście to musi być Giżycko.Tylko czemu te drzewa takie chude? |
)A tutaj z ciocią Śmieszką nie wiem gdzieByć może Giżycko,być może Pekin, być może Czeladż albo inne Łazy
Łaaadneee
OdpowiedzUsuńŁaaadneee
OdpowiedzUsuńHa,ha Jo, Ty jak bliżniak - podwójnie jak zwykle :))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI ja nie lepsza okazuje się - co się dzieje??
OdpowiedzUsuńNiepalenie na szlaku to chyba wyraz respektu a raczej szacunku do gór? Ja mam w górach uczucie podobne do tego gdy wchodzę do lub przechodzę obok kościoła. I nie ma to nic wspólnego z głębią wiary - bardziej z szacunkiem do sacrum.
OdpowiedzUsuńps Reniu, w mojej notce o książce są linki do e-booków w cenie promocyjnej do 4 czerwca.
Respekt dla gór mam zawsze. Nie palę bo płuca mi tak się wentylują, jakoś zwyczajnie -nie mam ochoty. Zupełnie inaczej jest przy kuflu piwa gdzieś w jakmś schronisku jak już do niego dolezę. A i to nie odrazu. Dzięki za linki...
OdpowiedzUsuńWiklinowe wózki dziecięce, to był chyba hit naszego dzieciństwa. Sama byłam wożona, na takim podobnym do leżaka, ale pamiętam, że ktoś z dalszej rodziny miał zdjęcie zrobione w takim "wiklinowcu". A te drzewa takie chude, bo może to było zdjęcie z wczasów, a nie miejsca zamieszkania. Ja pamiętam, że mój ojciec w życiu z niezmienną starannością dbał, żeby zapewnić nam wczasy w lecie lub w zimie(a w wojsku, przysługiwały one chyba co dwa lata).
OdpowiedzUsuń