Moja lista blogów

piątek, stycznia 29, 2016

Zmęczony czlowiek jestem...

                Wykończona i sfrustrowana wydarzeniami w całej Europie  no i Polsce oczywiście postanowiłam odsapnąc ,a że było dzisiaj gotowanie w tym miom  centrum to sobie poszłam . I gotowałam .Dla mnie  osobiście najbardziej egzotyczna była zupa z dyni i fig.Pompon soep. Po sudansku podobno. Ta zupa pochodzi z Algerhija - piszę tak jak mówiły  Sudanki i Marokanki - kraj nomadów podobno miedzy Sudanem a Marokiem ,należący ponoć do  Sudanu....Nie wiem ,nie sprawdzałam  -tyle się dowiedziałam . Zupa jest prosta w przygotowaniu jak drut. Potrzebna jest do niej mięsna dynia, szalotki, i figi - wsio rawno - świeże czy suszone.
   Ja oczywiście obrałam kilo szalotek i drobno pokroiłam, następnie obrałam 3 dynie. Uwaga! obieranie tej dyni ze skóry jest makabrą ,rączki mi odpadają.Acha - do tej zupki potrzebny jest jeszcze sok  wyciśniety z pomarańczy - nie jakieś tam kupne coś tylko świeżo wycisnięty sok.
   Wszystko się kroi, podsmaża na patelni ,zalewa wodą i sokiem trochę soli  i bardo pieprzy (dodanie sambas też nie szkodzi)Zagotuje się toto i zupa gotowa.Smakuje jak pieprzny kompocik ale bardzo dobre..
   Na drugie danie była ryba kabalieu  podobno po saudyjsku  - nie wiem jak to po polsku się nazywa - bardzo tu popularna ryba. To jest biała ryba. Poleżała trochę w ziołach i była normalnie smażona w mące i jajku. Czyli jak wszędzie na świecie.Do tego były małe zienmniaczki różowe w skórce, marchewka i seler naciowy jako sałata na ciepło i salatka świeża- ja to nazywam po włosku ale Saudyjka się upiera ,że to po saudyjsku i niech jej będzie ...Do tego oczywiście samodzielne  zrobiony tsatsiki sos
    Na deser był heh sernik po marokańsku. No dobrze -  sernik jak sernik był dobry ale i tak się nie umywał do tego co siostra robi .

Ja to prosze państwa wszystko osobiście pokroilam
 I teraz własnie mi się zamarzyło....zamarzyło mi się nie mieć POCHp, nie dusić się już więcej i troszke więcej mieć siły, bo gdzieś koło dziewiątej padłam. Myślałam ,że do domu nie dojadę.
Dojechałam, zażyłam jakiś wdech, I nawet popełniłam ten wpis. Jednak zmęczony człowiek jest ...niestety...
Może te witaminy, które dzisaj spożyłam pomogą mi troszkę??

11 komentarzy:

  1. Nie zdążyłem na poprzedni wpis, ale skoro ten ten nawiązuje do marzeń to tu popełnię swój komentarz.
    Otóż marzenia, a marzenia to dwie odrębne sprawy. To co dla jednego jest marzeniem (np. dla inwalidki na wózku zatańczenie tanga), dla innych jest normalnością. Często bywa też odwrotnie, dla jednych np. powołanie na ministra może być marzeniem, a dla innych może to być tragedią życiową (tracą np. miesięcznie setki tys. zł. zarobku), jeszcze inni do marzeń nie przykładają większego znaczenia i biorą wszystko "jak leci". Najgorzej jest z tymi co marzeń w ogóle nie mają, i świetnie, że Ty do nich nie należysz.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... na początku powinno być "też" zamiast ten. :)

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    Zuch dziewczynka z Reni. Bardzo lubię zupę z dyni, ale nie daję rady obrać ze skóry. Ba, nawet nie pokroję na kawałki, gdybym chciała ze skórą gotować.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Andrzeju- łaziłam po Twoim blogu i natrafiłam na Twój stary tekst o marzeniach właśnie i jakos tak parę dni on we mnie chodził..jeszcze jest jeden temat, o starości , który też mnie poruszył troszkę tylko czekam aż do niego dorosnę i lepszą formę psychofizyczną mieć będę .I nabiorę dystansu...
    alEllu - dynia - sztuk 3 dała mi popalić. Używałam do krojenia dwóch noży. Takich wielkich i ciężkich. Do tej pory mam spuchnięte ręce.To nic - przejdzie , wysiłek się opłacił.Najgorsze ,że gotowałyśmy na 33 osoby i trzeba się było pozmagać z 3-ma dyniami...Tak ,że figi i inne tam ingredencje były- no oprócz marchewki krojonej w paseczki pesteczka..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz nawet dobierałam się do dyni wiertarką, żeby zrobić "punkt zaczepienia" dla noża.

      Usuń
    2. Renatko, zastanawiałem się właśnie kto po mnie chodzi, gdy ja śpię, teraz już wiem. Ale chodź, bo to jest też dobry sposób na rozwalenie dyni. W sieci widziałem film (wprawdzie na stronach porno) jak pani tak długo skakała po dyni aż ja rozwaliła. Niestety ona potem zrobiła coś niestosownego ...
      A zresztą co tam dynia, spróbujcie to samo z orzechem kokosowym. ;)

      Usuń
    3. Czasami chodze w dzień :)) A jeśli chodzi o kokos to moja jedna eks szefowa,ktora stale bywa w Mozambiku twierdziła ,że dobrym sposobem na rozwalenie tego orzecha jest włożenie go na kilka minut do nagrzanego piekarnika. Włożyłysmy go do mikroweli .Rozwaliłysmy mikrowele:))

      Usuń
    4. A to ci koleżanka!
      Najbardziej podoba mi się jak sprawę załatwiają duże ptaki. Biorą orzecha na przejażdżkę do góry, stamtąd zrzucają go na skały. Potem pozostaje już tylko wypić mleczko i wydziobać wiórki. :)

      Usuń
  4. No to jesteś kreatywna!My z Azizą we dwie zmagałysmy się.Gdyby nie Aziza to pewnie zapłakałabym się żewnymi łzami nad tematem.Jesu - ortograf mi nie dziala - żewny ,czy rzewny???Co jest cholerka z tym moim kompem..

    OdpowiedzUsuń
  5. Reniu, przyznaj, że to jest przyjemne zmęczenie...
    Praca fizyczna oczyszcza, przynosi satysfakcję i natychmiastowe efekty. Często żałuję, że nie jestem "fizyczna" choć takie zmęczenie pracami domowymi daje mi ogromnie dużo satysfakcji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bet - przyjemne zmęczenie - - ok - samo zmęczenie by mi tak nie dokuczyło Bet - tylko to duszenie się na koniec ...potem już przeniesienie krzesła było trudne (salę konsumpcyjną same przygotowujemy i same sprzątamy ,żeby na jutro była gotowa na lekcje.Właściwie mnie to dobiło.Te tam duszności- powrót do domu rowerem to raczej była droga przez męke.Moglam jechac do domu autkiem zostawiając rower ale jak pomyślałam ,ze na drugi dzien musze przyjśc na piechotę po rower no to wiesz. Normalnie jak jestem w formie to niecale dziesięć minut jade - wczoraj było trudno...

    OdpowiedzUsuń