Moja lista blogów

czwartek, lutego 12, 2015

Rozmowy dam niegrzecznych

           Spotkały się trzy damy. Dama nr1, od zawsze  w towarzystwie jakichkolwiek spodni zachowywała się jak słodka idiotka ,chociaż taką absolutnie nie była. Taki styl po prostu.
Dama nr 2 w towarzystwie spodni grała księżniczkę. No - w naturze miała być księżniczką i już a spodnie,które donosiły wina były jej....
  Dama nr 3 to tzw..babo chłop pt. - ja sama sobie ze wszystkim poradzę.
Damy się znały prawie od kołyski i mniej więcej wiedziały o sobie niemalże wszystko .I nic je nie mogło zdziwić.
Wina zrobiły swoje. Tematy były różne jak to między damami bywa.....
Spodnie od win  miały odebrany głos bo dama nr 2 nie mogła słuchać śląskiej gwary chociaż sama prawdziwą Ślązaczką była. Po za tym spodnie nie miały nic do powiedzenia bo nie były damą...
  Dama nr jeden opowiada, że tam gdzie ostatnio przebywała niedaleko był burdel, czy tam klub a prostytutka to też zawód.
Dama nr 3 przytaknęła a jakże - zawód ,który bardzo żle wpływa na psychę osoby ten zawód uprawiającej . Mając na myśli kurew ,którą wszystkie damy  znały jak nie ze słyszenia to osobiście...
Damie nr 3 nagle się przypomniało,  w swoim życiorysie miała prace ...i zaczyna opowiadać....
  Na Rottenbachu ,na samej granicy z Niemcami było manege, zaraz była lodziarnia i ja dwa lata nie wiedziałam ,że na tyłach ,tam gdzieś w lesie jest burdel..
 Rany , co ty robiłaś w stadninie - pyta dama nr 1.
- Konia waliła - odpowiada dama nr dwa.
- Nie, no tam była lodziarnia - usiłuje wytłumaczyć dama nr 3
-A co ty robiłaś w lodziarni?!
- No ,jak to nie wiesz?lody kręciłam.
Spodnie zakrztusiły się herbatką i wypadły z domu po następne wino.
Reputacja damy nr 3 została poważnie nadwątlona albowiem pracowała w niezwykle podejrzanym miejscu. Manege,lodziarnia i burdel....Tuż na granicy w zdemoralizowanej Holandii i pragmatycznymi Niemcami.

12 komentarzy:

  1. "spodnie nie miały nic do powiedzenia bo nie były damą"

    O JEZU JAKIE TO PIĘKNE!!!

    Cała reszta, a już zakończenie koniecznie, również!

    Renia, weź Ty zacznij książkę pisać!!! To jest BOSKIE!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem dlaczego jedna z dam zakrztusiła się herbatką skoro pite było wino? Ha? Gadające spodnie, fajne:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Bet - spodnie piły herbatkę bo były zmotoryzowane. Wina piły damy. Spodnie te wina donosiły...I nie miały nic do powiedzenia...

    OdpowiedzUsuń
  4. haha, niezła historia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miło,że zajrzałaś..Do głowy mi nie przyszło,że tu ktoś oprócz znajomych blogerów zagląda...

    OdpowiedzUsuń
  6. Klik dobry:)
    Notkę przeczytałam wczoraj, ale nie komentowałam, bo nie chciałam się zbłaźnić, że nie wiem, co to manege. Ale co mi tam, zapytam. Przecież pytać, to nie żaden wstyd. ;) :)

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Być może coś żle napisałam. Tu się mówi manege, tzn miejsce gdzie się trenuje konie,uczy jazdy konnej ,To piasek i koniki łażą w kółko.Na tyłach boksy dla koni.Właściwie to taki koński hotel,właściciele koni oddają właśnie pod opiekę fachowców swoje konie,czasem przyjeżdżają o i jeżdża..
    Lodziarnia była zaraz za szybą. Więc koniarze przychodzili na lody,inni klienci jedząc podziwiali konie za szyba. To było nireirlkir - koników chyba z 10,właścicielem tego była niezmordowana kobieta udzielała lekcji jazdy konnej,trenowała swoje konie - nigdy jej nie widziałam inaczej jak w stroju do jazdy konnej albo na manege albo na koniu...A burdel był za tymi wszystkimi koniami i lodami bardziej w lesie....

    OdpowiedzUsuń
  8. miało być w miejscu słowa niezrozumiałego - to było niewielkie . To nie była stadnina, to był plac ćwiczebny dla koni i hotel...

    OdpowiedzUsuń
  9. Maneż się mówi po polsku. To dokładnie takie miejsce, gdzie się nowicjuszy końskich na lonży prowadza i tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowo maneż znam, i tak też się pisze, nie tylko mówi.

      Usuń
  10. No właśnie- Jo jak zwykle ma racje.No i właśnie kiedyś tam doszło do wypadku na oczach klientów lodziarni. Mała dziewczynka spadła z konia tak nieszczęśliwie,że potem leżała pół roku w szpitalu. O koniach może już zapomnieć...Właściwie rodzice się cieszą ,że nie mają roślinki w domu - było to chyba sześcioletnie dziecko tak połamane ,że było zagrożenie życia....Wszyscy wtedy to bardzo przeżyliśmy i my z lodziarni nie, mówiąc o właścicielce maneżu.

    OdpowiedzUsuń