Moja lista blogów

piątek, stycznia 09, 2015

Z serii - wykonywane zawody

              Jak wiadomo  - nie można się spodziewać ,jadąc  do obcego kraju ,że z miejsca zostanie się dyrektorem banku albo przynajmniej żoną milionera. W sytuacji ,gdy  się jest średnio wykształconym ze znajomością języków raczej też średnią.
   Odechciało mi się rolnictwa a że  po kuchniach różnych się poobijałam ,mogłam już pracować na biało i chciałam  więc przyjęłam się jako pomoc kuchenna do restauracji greckiej.
   Musze to opisać bo to było niezapomniane przeżycie.
Restauracja nazywała się "Irodion". Jej właścicielami byli dwaj Grecy  - bracia ,tacy w moim typie hi,hi z urody. bardzo wysocy, świetnie zbudowani  - jeden trochę bardziej masywny ,drugi raczej bardziej szczupły. Obaj homo  albo biseksy  . Nie wiem . Jeden miał córkę  więc chyba biseks....
 restauracja była ogromna - na 400 osób .
Obsługa i pomoce przeważnie chłopcy śliczni i młodzi. Byłam w tym towarzystwie jedyną kobietą. Szef kuchni też Grek z normalnymi preferencjami bo był posiadaczem żony holenderki tudzież dwojga dzieci...
   To była fabryka. Absolutnie żadna sympatyczna restauracyjka czy coś. Kuchnia wąska,poprzegradzana regałami na wszystko,dwa rożna i piec, część deserowa czyli lody,część sałatkowa i zmywak.
 Do moich obowiązków należało utrzymanie restauracji w czystości więc zaczynałam od 13-tej. Potem szłam pomagać przy przygotowaniu  posiłków wieczornych. Restauracja była otwarta od 17-tej. Więc płukałam niezliczoną ilość sałat , rwałam listki  wszystko rzecz jasna pod zimną wodą. Te listki (były różne sałaty) mieszało się w takim pojemniku jak na budowie cement.Poza tym obierałam kalmary, skampias i  pilnowałam ośmiornicy. Oprawiałam ryby i itp.Zmywałam i suszyłam  niezliczoną ilość sztućców (sztućcy?)
Wieczorem Tarzan (specjalista od sałatek) uczył mnie greckie sałatki robić. On był ze Sri Lanki, malutki i wspinał się po tych regałach jak prawdziwy Tarzan. Miał też wady - pił i czasem wyglądał jakby się z białymi myszkami spotkał..Tym bardziej chętniej uczył mnie  tych sałatek i przystawek bo miał spokój na kacu .
 Moja dniówka kończyła się jak ostatni gość wyszedł. W dobrych dniach gdzieś po dwunastej w nocy .W gorszych - koło jedenastej.
W niedzielę był dzień matki boskiej płacącej . W niedzielę też był dzień odmywania i domywania i odkażania kuchni. Wiadomo było ,że każdy przyjdzie bo każdy chce pieniądze ,więc ja się troszkę mało do tego mycia przykładałam bo wszyscy pracownicy i uczniowie byli. To póżniej już jak zaawansowałam na mamę ,
Od samego początku miałam na pieńku z menadżerem restauracji - był nim niejaki S,rim  - też ze Sri Lanki i zwyczajnie chyba nie lubił kobiet.
  W niedzielę płacił on  najpierw wszystkich uczniów ,potem męskie pomoce a na końcu mnie. Zasypiałam na siedząco  - u niego nie było zmiłuj się.Jak któryś z szefów płacił było pięknie . Ze S,rim tak nie było....
Jak już zupełnie zaawansowałam na sałatkową to było  w jego wydaniu tak:
   - brrrwrrrwble -ści
  - brrrwbkgl ści
Człowiek musiał to przełożyć na po ludzku - sałatek "Olimpia" czterdzieści i dziesięć innych...On to robił celowo a ja i tak sobie dawałam radę :))
  Kuchnia była bardzo dobra - ku zazdrości wszystkich młodych chłopców -w czasie przerwy baardzo czasem teoretycznej miałam prawo do obiadu albowiem spędzałam tam całe dni...
    Na początku musiałam się wykazać chcąc pracować. Więc szorowałam ,myłam i pomagałam . Do czasu - potem też byłam cwana i nie wiem - jakoś umiałam się dogadać z młodymi różnej narodowości  ,że  niektórzy mi dużo pomagali w ciężkich fizycznie pracach. Właśnie na początku było żle bo  te dwa grille trzeba było umyć ,czyli zdjąć ,zanieść na zmywak,wyszorować i zanieść z powrotem. Jeden miał 20 kilo.
 Cholera mnie wzięła kiedyś jak 3 chłopów stało z założonymi rękami  i patrzyło kiedy mnie szlag przy tej robocie trafi. Jakoś mnie nie trafił .
 Za to mam na sumieniu szefa kuchni. Te regały na talerze były były obliczone na wysokość Greków - każdy powyżej 1.90...Na najwyższej  półce były te najcięższe talerze w formie  prostokąta pół kilo jeden. Trudno mi było to układać bom nie Tarzan i z ciężarami nie umiem się wspinać. Dobrze nie sprawdziłam - wydawało mi się,że nie ma tam ani jednego talerza i z drugiej strony cała sztaplę, przesuwałam na miejsce . Przesuwałam,przesuwałam aż tu leci na mojego szefa parę innych talerzy. Uskoczył. Nie zabiłam go ,za to poturbowałam mu łokieć . Miał tydzień chorobowego. Myślałam,że jedynego życzliwego  zraziłam do siebie - ale nie - nasze stosunki nie uległy pogorszeniu. Nawet mi powiedział , jak odchodziłam,,że  byłam jedyną kobietą ,która tak długo tu wytrzymała. Tak  - cały rok. I nie dlatego ,że naprawdę musiałam. Ja to dość lubiłam. Potem chłopcy zaczęli do mnie mówić mama, czułam się w zasadzie tam dobrze - no oprócz S,rima nie miałam większych problemów. Tylko czasem przygody z dojazdem na Jorgusiu . Przyjeżdżam w piękny mało mrożny słoneczny dzień a w nocy - szukam Jorgusia pod zwałami śniegu i na pieszo ,ciągnąc za sobą pojazd po kopnym śniegu do Herkenbosch około 10 km...Była to niezapomniana podróż..:))
    Teraz nie dałabym rady...czasem idę tam na  kolację .Zawsze jestem mile przyjęta przez któregoś z braci. I właściwie dlaczego mam nie lubić homusiów:))

6 komentarzy:

  1. No i brak myślenia oraz przewidywania wykazali szefowie: na najwyższych półkach stawia się najlżejsze rzeczy. A BHP to gdzie oni mieli?

    OdpowiedzUsuń
  2. W kuchni jest tak,że żadna siła nie może zmienić raz położonego w jakimś miejscu urządzenia kuchennego bo kucharz ma na ślepo wziąć i użyć. Szybko!.Tak sobie ustalili i nic z tym nie można było zrobić. Im było najwygodniej właśnie tak a nie inaczej.No cóż, tam było więcej śmieszności jak np. jedna toaleta na cała restaurację.Personel kuchenny chodził sikać do piwnicy do wiadra. W tej piwnicy oprócz rzeczonego wiadra były też lodówki,zamrażarki i zapasy wszelkie.Nie siusiałam tam bom jedna baba była. Jak już musiałam to szłam do toalety restauracyjnej. Myślę,że mam bardzo dobry pęcherz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JEZU!!! JA MAM TAK SAMO!!! U mnie w kuchni nie daj Panie Boże przestawić mi cokolwiek, bo zabiję! Ja z zamkniętymi oczami, na ciężkim kacu, znajduję każdą obieraczkę do marchewki i nóż do pomidorów! To sobie wyobraź, jak przeżyłam te 3 miesiące życia na kartonach... CUDEM przeżyłam, proszę Pani... CUDEM!

      Usuń
  3. Okropność! Żaden polski Sanepid nie puściłby takiej sytuacji. Wychodzi na to, że nie tylko BHP ale i higiena pracy była tam nieznana...

    OdpowiedzUsuń
  4. Się byś zdziwiła - higiena pracy itp było niby. Jak miała przyjść kontrola wszystko było ok. W kuchni było czysto i prawidłowo .. osobna część na ryby i skorupiaki, osobna na mięso itp. Praktyka była różna ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy jest jakaś dziedzina , w którą nie miałabyś swojego wkładu? A tak na marginesie czytając o tym jak wcześnie zostałaś matką, wyliczyłam(błędnie zresztą), że jesteś starsza ode mnie o 2 lata, a teraz się okazuje, że jeżeli 25 maja 2015 skończyłaś 60, to rocznikami, równolatkami jesteśmy. Bez względu na to czy starsza, czy nie szacunek u mnie masz wielki, bo pierwszy raz napotykam człowieka, który tyle doświadczywszy, zachowuje taką pogodę ducha.

    OdpowiedzUsuń