Moja lista blogów

piątek, maja 16, 2014

Mistrzostwo świata

                                             Moje. I mojej głupoty.
Po pierwsze:
   Zdobyłam Mont Everest.
Od wczesnego dzieciństwa mam  problemy z orientacją.Nieprzemijające  i ostatnio tak jakby nasilające się jeszcze.Zgubie się w dobrze znanym mi miejscu a co dopiero w mniej znanym jak.np Tychy.
 Jestem zmuszona  załatwiać  w Tychach różne różności. Między innymi wizyty u lekarzy mamy. Którzy mają
zwyczaj mieć swoje siedziby w bardzo odległych miejscach.Od siebie. Wczoraj ambitnie ,z nieznanych mi bliżej  powodów postanowiłam wszystkie sprawy załatwić  poruszając się od osiedla A do K ....pieszo.
Po drodze oczywiście myląc kierunki,ulice i robiąc kółka, wracając do punktu wyjścia i moknąc . I tylko adrenalina, którą nabyłam przed wyjściem z domu napędzała mnie i ku mojemu zdziwieniu nic mi nie przeszkadzało  - ani deszcz,ani znajomy mi brak orientacji,ani ból nóg (piechurem już dawno  przestałam być).I tu  dochodzę do punktu drugiego. Mój Mont Everest głupoty,braku umiejętności szybkiego reagowania i cholerka ech....tej adrenaliny co mnie tak napędzała.
A było tak .
Tuż przed moim wyjściem z domu na te spacery po Tychach  zadzwonił kurier. Przyniósł książkę telefoniczną na zamówienie ponoć mojej mamy. Wściekła  ,że mama znowu jakieś  badziewie zamówiła ,wypiera się jeszcze na ten temat, zapłaciłam,wzięłam jakiś kwitek no  z podwyższoną adrenalinką poleciałam na Tychy. U geriatry adrenalina mi skoczyła jeszcze wyżej.No,z powodu organizacji pracy. Ja wiem ,że w Polsce wszyscy do wszystkiego są przyzwyczajeni. Wiem ,że komputeryzacja jest rzekłabym w lesie ,szczególnie w Urzędach i Służbie zdrowia. Wyniki z badań  musiałam odebrać osobiście,a ponieważ wiedziałam ,że nie ma o tym mowy by te zostały przesłane do lekarza domowego więc postanowiłam je skserować .Ksero na drugim piętrze - zapłata  naw sumie 0.50 gr w sutenerze ,lekarz przyjmuje na -pierwszym piętrze a ja już lekko podnerwiona  latam z obłędem w oku po pietrach. Czy nie dziwne,że póżniej naładowana jak mały samolocik latałam po Tychach  zdobywając mój osobisty Mont Everest w pieszych wędrówkach w deszczu...
Po powrocie do domu z rachunkiem w ręku zaczęłam buszować po internecie. Z  tego mi wyszło,że żadna firma od książek telefonicznych nie istnieje i ,że mama i co najgorzej -
 ja również padłyśmy kolejny raz  zwyczajnemu oszustwu. Nie mogłam sobie sama ze sobą  poradzić. Zdobyłam następny Mont Everest. Głupoty.
No i co z tego, że na drugi dzień biegając znowu "piechty" po Tychach zahaczyłam o Policje. Złożyłam doniesienie. Robak wstydu  mnie gryzie - że się dałam wkręcić .
   O innych perypetiach  - no cóż .Pan doktor geriatra wypisał receptę. Ja z tą recepta do apteki. Pani aptekarka  zakwestionowała dozowanie tudzież datę tejże. Stało jak byk -2013 rok. I żeby było śmieszniej - to JA byłam zobowiązana zrobić rundę dookoła świata,łapać lekarza ,coby on łaskawie raczył  napisać poprawnie .Adrenalina buzuje mi dalej....
  He- ciekawam co mi się jeszcze przydarzy  w relacjach  - polskie instytucje i ja zdeprawowana przez  życie w uporządkowanym kraju ..Jaki jeszcze szczyt mnie czeka  .....:))

6 komentarzy:

  1. Renatko, już na spokojnie i dla poprawienia nastroju opowiedz nam jak koryguje się błędy w receptach w uporządkowanym kraju. Jestem ciekawa bo pomyłki to ludzka rzecz przecież.
    Książki telefoniczne to osobna sprawa. Prawie nikt ich już nie używa a jednak wydawnictwo wydzwania do abonentów oferując takie książki. Starsze pokolenie jest jakoś dziwnie do nich przywiązane i często godzą się na zamówienie. Gdy telefon odbiorę ja - odmawiam ale zdarzyło się, że moja mama pokornie zaakceptowała propozycję. To pozostałość po czasach gdy książka telefoniczna była rarytasem i bardzo cennym nabytkiem.
    Głasiu, głasiu na uspokojenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc .Lekarz przepisuje receptę wpisując ja w komputer. Nie ma mowy o mylnej dacie lub itp. Ja żadnego papierka nie mam w ręku. Zgłaszam się do apteki ,podaje moją datę urodzenia i nazwisko, i odbieram lek. Na leku jest wypisane ile x dziennie i po ile. wsio. Po lek nie muszę zgłaszać się do lekarza - nawet przez telefon mogę w recepcji u mojego lekarza domowego lekarza zgłosić,że potrzebuje i nie ma sprawy. Idę do apteki i odbieram.Acha - i nie muszę mieć pieniędzy. Dotyczy to leków,które mam stale brać.Więc wyobraż sobie jak się wściekłam jak się dowiedziałam ,ze to ja mam poprawiać pomyłke w dacie lekarza i to ja mam za tym biegać Walcząc z nieuprzejmymi paniami w różnych recepcjach i łapać pana doktora gdzieś na korytarzu....

    OdpowiedzUsuń
  3. My jednak wciąż mocno stoimy w rozkroku opierając się na tej nodze w czasach zamierzchłych. Człowiek musiał wtedy czuć się stale upokorzony. Dobrze, że istnieją inne, lepsze światy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Joasiu - wiem.. ,zdaje sobie sprawę, - odsyłam do mojego ostatniego tekstu. I właściwie przestałam dziwić się społeczeństwu,że wciąż warczy...

    OdpowiedzUsuń
  5. K 2, kochanie :) ..... Chcialam tylko dodac cos o tym "eigen risico" , czyli ryzyko wlasne. Te 360 euro na rok. Wykupuje sie leki w ramach tych pieniazkow. wszystko ponad to jest placone z kasy chorych. Dlatego nam, ktorzy choruja na cos chronicznie i leczenie przekracza te roczna kwote - oplaca sie rozlozyc ja na raty. Moja meza nie choruje (chronicznie) wiec placi tylko miesieczna skladke taka jak ty. Ja mam extra dentyste, wiec place 109 euro mies. Ale faktycznie, zyje sie tu poprostu...... prosciej. Tak bardziej normalnie.
    Z orientacja mam troche lepiej, ale tez miewam problemy gdy biore jakis skrot, np,,,,, i mnie to spotyka w czasie upalow.... :)
    Pogody i pogody ducha zyczy baba_daga :)

    OdpowiedzUsuń