Moja lista blogów

czwartek, lutego 20, 2014

Integracja i asymilacja

             Piotr napisał  notkę na ten temat. Na przykładzie skomplikowanych losów jego rodziny.
Tak sobie myśle po cichu ,ze niegdyś Niemcy mieli calkiem porządne  te sztambuchy. Teraz potomkowie łatwo moga dochrapać sie swoich korzeni i prześledzic losy rodziny  przez ostatnie  stulecia.
 Urodzeni w innych regionach  Polski tak łatwo nie mają. Przynajmniej  ja nie mam  łatwo.
W mojej rodzinie o przodkach się nie opowiadało i śladu nie ma po żadnym sztambuchu...
Teraz - gdybym zechciała prześledzić losy rodziny przez ostatnie 100 lat musiałabym nie wiem - cieżką prace detektywistyczną przeprowadzić ,cieżkie pieniądze na drzewo genealogiczne wydać, i w końcu chyba za wiele bym sie nie dowiedziała .
 Piotr pisał o integracji i asymilacji tam w Polsce na ziemiach ślaskich.
Ja żyjąc w Holandii mam na co dzień problemy wynikające z życia w kraju multi kulti.
Przez pierwsze lata życia tutaj miałam problem  integracją. Mieszkałam co prawda w Holandii  na wsi ale u Niemcow. Pierwsza więc dla mnie najważniejszą sprawą było opanowanie niemieckiego. Potem jak zaczęłam  poznawać Holendrów   było mi trudno, bo jednak ani nie rozumiałąm ich zwyczajów ani języka. Co prawda w tej przygranicznej wsi język niemiecki jest zrozumiały dla wszystkich i jak związałam sie z Holendrem to naszą wspólnym językiem w domu był - niemiecki bo nederlandzki mi szedł jak z kamienia.
 Telewizja ani radio mi nie pomagały w najmniejszym stopniu - Leo oglądal wyłacznie piłkę nożną albo reportaże o drugiej wojnie światowej  a te ostatnie były najczęściej po angielsku .
Ja akurat miałam troszkę inne zainteresowania'
Z tą integracją bylo trudno. Siedziałam w rozkroku między  Niemcami a Polską usiłując się wtopić w holenderską rzeczywistość. O asymilacji do dziś nie ma mowy.
 Dopiero jak odeszłam od Lea ,zamieszkałam w Roermond ,poszłam do pracy  normalnej ,na biało  zaczęlam się wreszcie czuć na swoim miejscu.
    Mam szczęście myśle,że mieszkam w kraju gdzie mieszkaja również Holendrzy lecz oprócz nich mieszka ilęs tam nacji i ras.
 Tu spotkasz i kobiete prawie roznegliżowana oraz w czadorze, w burce  i w chustce na glowie. Mijasz  na ulicy faceta w eleganckim  garniturze,Holendra w zielonych spodniach i czerwonej marynarce, jak rowniez  Araba w ich stroju narodowym. Tyle różnych religii jak i ras i nacji. Nawet niedaleko jest Uniwersytet Maharischi... Polecam zobaczyć jak ktoś zajrzy w te strony. Są Hindusi,Azjaci,Murzyni ,Arabowie ,,Żydzi, i co kto sobie jeszcze wymyśli. Brakuje chyba tylko Marsjan.  Do meczetu mam 5 minut drogi rowerem, do kościoła parę metrów. Ciekawam jakby się tu znalazł Rydzyk...
   Chodzę do tego Moeder Maximina Centrum. Polepszam nederlandzki w miare mych ułomnych możliwosci.
Centrum zostało stworzone celem zintegrowania kobiet - przewaznie moslim z  tutejszym społeczeństwem. Ostatnio odnoszę wrażenie ,ze te panie integrują raczej Holendrów .
 I dochodzę do wniosku ,że integracja to bardzo trudna sprawa ,szczególnie dla ludzi z zupelnie innego kręgu kulturowego.
 Mam szczęście -  jestem europejką więc zintegrowanie się  z tutejszym społeczeństwem jest dla mnie łatwe ,miłe i przzyjemne. Dla innych kultur pewnie szok i bardzo trudne.
Ponadto nie musze się asymilować. Bo dla mnie asymilacja tzn. przyjęcie calego dobrodziejstwa, oprócz paszportu ,rownież obyczajów i sposobu myślenia. Musiałabym poczuć  się Holenderką. Wolę być Polką zamieszkałą w Holandii.
   W wypadku rodziny Piotra i wielu innych rodzin na Kaszubach np. czy w innych częściach Polski ta integracja i asymilacja trwała wiekami. Wytworzyła sie nowa jakość , nowy folk...
  Teraz w Europie - swobodny przepływ ludzi w ramach Eu. Nam jest łatwiej. Teraz - nie było to takie proste dawniej. Nie bez przyczyny ludzie,którzy emigrowali do Niemiec np. nie używali jezyka polskiego  na ulicy ,czy w sklepie. Wiekszość wyjechala na podstawie sztambucha a z niego wynikało,że są Niemcami... i trzeba było być tym Niemcem.
  Najtragiczniej mają ludzie ,którzy przed wojną ,przed róznymi katastrofami uciekają  z zupełnie innych kręgów  kulturowych. Nie dość ,że mają traumatyczne przeżycia za sobą, nie dość ,że ten nowy świat, w którym   przyszło im żyć jest kompletnie niezrozumiały to jeszcze często ,gęsto czują sie jak drugi sort człowieka.
Kobiety  z czarnej Afryki, czy Arabki  mają najtrudniej. Często analfabetki, szkoły nie widziały na oczy w swoim kraju, widzą jak biale kobiety funkcjonują ,porównuja  i  zamykają się w świecie, który znają. Wiara jest wyznacznikiem życia  codziennego. Nieprzypadkowo to Moeder Maximina centrum jest wyłącznie dla kobiet .  Bo te kobiety mogą tam przyjść. ,ich ortodyksyjni mężowie chcąc dostać socjal muszą sie na to zgodzić.
 Dzisiaj zdalam sobie sprawę jak  trudno im życ. Afganka opowiadała jaki los ma jej córka. Żyje ta córka w Niemczech, ma pęcioro dzieci i bardzo niedobrego męża, który pije,bije i chodzi do kasyna i do ruskich dziewczyn...
Afgańczyk i w dodatku z rodziny męża tejże mojej koleżanki szkolnej. Więc mowimy - musi ta  Twoja córka zglosić na policje , sa w Niemczech przecież specjalne domy dla kobiet ,które muszą uciekać od swoich mężów, jest pomoc ze strony policji i prawa.
Bo inaczej te wnuki  i ta kobieta  mogą bardzo ..żle skończyć.My  wiemy ,że dla was  córka rożwódka to katastrofa ale  .Okazuje się ,niemożliwy bo całą rodzina tego  podleca zięcia jest w Niemczech i on ma wielu braci ...Dala do zrozumienia ,że klan jest ważniejszy niż życie i zdrowie jej córki. Czyli korzeniami i sposobem myślenia tkwi w tym Afganistanie ....I tutaj jakakolwiek integracja ręce opuszcza. Ta kobieta wie, że może spokojnie skorzystać ze zdobyczy prawa cywilnego . Lecz mentalnie tkwi   w Afganistanie
   Te kobiety często mają za sobą takie przeżycia  o których nam Europejkom sie nie śnilo. I musza ten nowy świat zrozumieć i życ w nim.  Jednym się udaje  innym nie..
 Dla mnie proces integracji był łatwy. Nie czuje siie ani gorsza ani lepsza od autochtonów .Czuje  sie tu  dobrze . Jednak o asymilacji mowy nie ma.

 

7 komentarzy:

  1. Sporo ciekawych rzeczy masz do powiedzenia w tym temacie. Mnie najbardziej zastanowiło Twoje stwierdzenie, że stała, legalna praca spowodowała poczucie "bycia na miejscu". Czyli integracji sprzyja bezpieczeństwo socjalne i finansowe. To jest chyba sedno sprawy.
    Maltretowana Afganka może umiałaby się zasymilować gdyby poczuła takie bezpieczeństwo pozwalające na samodzielne życie z dala od podłej rodziny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Maltretowana Afganka o wiele lepiej poczulaby sie zintegrowana gdyby poczula wsparcie rodziny. a nie potepienie. Musisz pamietac ,ze jej rodzina nie jest tam daleko w Afganistanie ,gdzie racje klanu sa najwazniejsze a tu, niestety. Nie moze liczyc na pomoc rodziny i juz. Moze co najwyzej licyc na szybkie zejscie z tego swiata .Jesli sie rozwiedzie i odda pod opieke instytucji niemieckich to moze sie zdazyc ,ze zginie marnie z rak eks meza lub jego braciszka ktoregos , a calkiem mozliwe,ze z rak ojca ....Moze tak byc. Ale nie musi.CI Afganie uciekli ze swojego kraju pred okropnosciami wojny - okzauje sie ,zeposzczegolne osobniki nie czuja sie i tu bezpiecznie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz wiele racji jednak jest róznica kiedy zmieniasz środowisko i miejsce z własnej przymuszonej lub nie woli a jeżeli mieszkasz na miejscu a bez Twojej woli zmienia się świat wokół Ciebie.
    Osobiście tez mam w tympraktyke. Urodziłem sie jako obywatel III rzeszy w niemieckim mieście Katowitz, które przed II WŚ było Polskim miastem ale w 1939 r. wcielono je do Rzeszy. W 1945 zyskałem obywatelstwo polskie i mieszkałem w Katowicach. Wszystko odbyło sie bez mojej woedzy i woli.
    Czuje, Reniu, że może sie zintegrujesz ale do asymilacji jest Ci bardzo daleko bo na to potzreba chyba pokoleń.
    Pozdrawiam
    ps.
    piszę ciąg dalszy o ............dezintegracji w rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piotrze jestem niezwykle ciekawa Twoich przemyślen na ten temat.
    Z ta integracja jest różnie. Jak mowie.
    W Polsce temat być moze jest nieznany - ja mam zamiar z kolei napisac o roznych urodzonych juz tutaj w Holandii. No popatrz jaki ten swiat dziwny - jedynie zydzi jakos problemu nie maja - zawsze sa zydami -nawet jak ktory zapomi to mu inni nie omieszkaja przypomniec...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisz, Reniu, pisz. To bardzo interesujący temat.
    Trafna uwaga dotycząca Żydów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Żydami, jak Bet zauważyła, cholernie trafna uwaga.
    Że ktoś był zydem to najczęściej dowiadujemy sie na jego pogrzebia.
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet przenosząc się z własnego wyboru 100km od Warszawy przez 10 lat nie mogłam dojść do siebie.
    W szkole u córki zaprzyjaźniłam się z matką jednego z kolegów bo razem działałyśmy bardzo intensywnie w Komitecie Rodzicielskim. Kilka lat później pani zachorowała i szybko okazało się że nie ma ratunku. Gdy zadzwoniłam dowiedzieć się o jej zdrowie powiedziano mi że umarła i mogę odwiedzić jej grób na żydowskim cmentarzu. To był dla mnie podwójny szok.

    OdpowiedzUsuń