jak wiadomo ,jestem nobliwą starszą panią co to sobie spokojnie na emigracji żyje ,zbiera profity ze swojej niegdysiejszej pracy i szuka sposobów na umilenie sobie resztek życia.
Ponieważ ja tam wielka sportówka nie jestem i raczej mało ruchawa , spacery piesze mnie mało interesują ( a powinny) to przyczepiłam się do roweru.
W Holandii w zasadzie jeździ się jak po stole ale albo w deszczu albo pod wiatr. Bo tu często wieje tak, że człek pedałuje i w miejscu stoi.
Miałam okazję kupić rowerek na baterię. I byłam cała szczęśliwa. Przestał mnie przerażać byle wiaterek, rowerek mi się sprawdzał kapitalnie , kolanko nie bolało przy pedałowaniu - no sama rozkosz...
Do wczoraj...
Czy ja napisałam "nobliwa starsza pani" . No może starsza ale czy nobliwa?? Bo wczoraj to ja proszę Was rzucałam wyrazami powszechnie uważane za nieparlamentarne...
Planowałam dalszy wypad i postanowiłam załadować baterię do samego końca jak najbardziej, żeby jak najwięcej klm. móc przejechać bez ładowania i w końcu policzyć ile km na tej baterii cięgiem mogę przejechać...
Pakuję ja ci ładowarkę do baterii ,takiej dziurki a tu swąd ,wybuch ,. Natychmiast wyłączyłam to ustrojstwo z prądu , no i patrzę a ten kawałek co się podłącza do dziurki w baterii smętnie zwisa, druciki jakieś wystają , i w ogóle doopa blada.
Przecież nie od dzisiaj mi wiadomo, że wszelkie kabelki , ładowarki i sprzęt techniczny to ja muszę omijać szerokim łukiem a tu mi się zachciało skomplikowanego technicznie roweru !
A taki sympatyczny dzień był... Pomogłam komuś tam zeskanować potrzebne jej papiery, odebrałam na poczcie paczkę ,która przyszłą do Dagmary pod jej nieobecność ( pt. ,ja panią znam i ufam) no przecież same sukcesy.
I tu nagle głupia bateria i ładowarka, galareta na gazie , ja sama w domu i nie mogę z tego domu póki co wyjść i sprawdzić ,czy bateria aby działa....
Po krótkim panicznym myśleniu wyłączyłam tę galaretę ( co najwyżej mi się nie zetnie ,sobie myślę) , wzięłam baterię , podłączyłam - no ok - działą - jak była jedna kreska tak jest. No to zabrałam corpus delicti (ładowarkę) i do rowerowego - no bo co ja niby miałam zrobić innego.
W rowerowym mi powiedzieli , że teoretycznie to oni mogą naprawić to zlącze ale tego nie zrobią bo nie chcą ,żeby w moim bloku był drugi londyński pożar.. . Poczułam się mentalnie dobita...
Mają na stanie dwie łądowarki - jedna z drugiej ręki za 50eu bez gwarancji ,drugą nówka za 99.99 eu z roczną gwarancją.......ciekawe czemu nie 100 eu
Długo myślałam ,bardzo długo ....bo teraz nie planowałam takiego wydatku...pomimo, że na tym dzikim zachodzie to jest mi baaardzo dobrze ( tak sobie myślą różni znajomi w Polsce, )
Zdecydowałam się na nówkę....Bo jest ta gwarancja i co nowe to nowe - tak sobie myślę, Nic to ,że mi się znowu finanse popieprzą...a już było tak pięknie...
Załadowałam się już bez większych problemów. Nic mi nie wybuchło , nie spaliło się - jednym słowem - pełnia szczęścia..
Acha - i galareta się ścięta.
Pomimo nerwów i stresu wyszła bardzo dobra. Przynajmniej mnie smakuje. Właśnie zajadam:))
Ja już miałam o żadnych kabelkach nie pisać ale w moim wypadku se ne da, no nie da się.....:))
Żeby jednak szczęście tak całkiem pełne nie było informuję ,że znikły mi komputerowe okulary.
Ciekawe gdzie je znajdę...:))
Jak w powiedzeniu: Tak dobrze zarlo i... zdechlo! :)
OdpowiedzUsuńGalaretki zazdraszczam, ja nie robie, bo nie umiem :) Moja mama robila i byla super! (sie nazywala "z nozek" ale nozek to ona nigdy nie widziala :)
Nie wiem jak robiła galaretkę Twoja mama ale tę co ja robię właśnie robię z nóżek..Tym razem poświęciłam golonko ,nóżkę ,żeby klej był i pomimo pertubacji jest!. W zasadzie to proste jest ,ta galareta ,nie skomplikowane tylko cierpliwości trzeba bo długo się gotuje...
OdpowiedzUsuńP.S a ile oblizywania przy krojeniu, wysysania kosteczek 0 chyba to najbardziej lubię. W procesie całej produkcji:))
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi smaku tymi "zimnymi nóżkami", które moja mama robiła wyśmienite, a cała rodzina uwielbiała(chociaż mało było takich wspólnych upodobań). Od czasu, kiedy próbowałam zrobić przedłużacz, gdy syn miał 10 lat i nie wiedząc, że chwycił odsłonięte końcówki podłączyłam go do kontaktu, boję się elektryczności jak "diabeł święconej wody". Dlatego ani Twoje perypetie z kabelkami, ani strach przed nimi mnie nie dziwią. Życzę jednak żeby elektryczny rowerek dał wiele satysfakcji. Też mam problemy z kręceniem, ciekawe ile takie cudo kosztuje u nas, a ile u Was. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTia... no widzisz - galaretę to sobie przecie możesz ugotować?? Hmm
OdpowiedzUsuńTe rowerki nie są tanie - nawet tutaj. Zresztą rowery tu w ogóle ni są tanie. Te elektryczne kosztują od 1500 eu wzwyż . Troche już tanieją ale poniżej tysiąca jeszcze nie widziałam. W ubiegłym roku to jeszcze była cena 2500 eu. Pojęcia nie mam ile taki może kosztować w Polsce.
Sama bateria do roweru kosztuje minimum 400 eu ...tak ,że widzisz. ..Tani szpas to nie jest nawet dla mnie...Ja kupiłam z drugiej ręki i teraz doplacam :))
Oj Reniu, o ile taniej jest kupić dwa kije do Nordic walking:)) I maszerować, maszerować!
OdpowiedzUsuńmam na uwadze te kijki...bo przecież chodzić muszę:))
OdpowiedzUsuńOj piękne... Jak wszystkie Twoje perturbacje z kabelkami. Znaczy ja wiem, że to się tak fajnie czyta, a rzeczywistość daje w kość, ale sama powiedz: w sumie wyszłaś obronną ręką (pomijając deficyt budżetowy).
OdpowiedzUsuńOwszem, wyszłam obornna ręką. ALe powiedz, gdzie ja wsadziłam te cholerne okulary. Jeszcze nie znalzłąm a wszystkie inne jakie posiadam mi przy kompie sie nie za bardzo i pewnie błędów robie dzis o wiele więcej bo wszystko mi sie rozjeżdzą. No chyba ich nie zamroziłąm...
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńJa nie lubię jeździć na rowerze. To tylko kłopot i duży wysiłek, aby znieść i wnieść po schodach. Dobrze jeździ się tylko na ścieżkach rowerowych, ale te zaczynają się i kończą nie tam, gdzie bym potrzebowała. Zanim dotrę do ścieżki rower muszę dźwigać przez krawężniki, krzywe chodniki z dziurami i wyrwami. Nie! Nie! co to, to nie!
Pozdrawiam serdecznie.
No wiesz - każdy robi to co lubi. W Polsce nie jeżdziłam. ALe tutaj nie wyobrażam sobie życia bez roweru. Raz ,że całą Holandie możesz przejechać po drogach rowerowych, dwa ,że rower to święta krowa - każdy ma na niego uważać i już. Nawet jak rowerzysta zrobi coś nie tak, przejedzie nie w/g przepisów to jednak automobiliści powinni uważac itd. itp...
OdpowiedzUsuńZ doświadczeia wiem, że jak jest jedna dziura na drodze rowerowej to ja na pewno w nią wjadę.
Mam problemy z kręgosłupem, z lężwiami ,bywa ,że nogą nie mogę ruszyć. Po prostu jest bezwładna i tyle. Na rower wsiąde zawsze..
Chodzić szybko ,marszowo nie mogę bo się duszę zbyt szybko i to już żaden szpas - spacerek na krotkie dystanse owszem ale okupiony bólem. Żaden szpas. Rower dla mnie to jak nogi ,pomimo ,że teraz z tą baterią tyłek ma cięzki i trudno go podnieść gdy trzeba ale to nic - za to bez bólu ,spokojnie mogę się poruszac na długie dystanse.... I czuję sie o wiele lepiej. Masz pojęcie - nigdy mnie jeszcze żadna zadyszka nie złapała na rowerze....
W Szwajcaruii podobały mi się elektryczne hulajnogi, na których śmigały staruszki. U nas niestety nie pośmiga się ani na rowerze, ani na hulajnodze. Największy problem z przechowywaniem, bo trzeba wnieść do domu albo do piwnicy, to gdzież by babcia, a jeszcze chora, dała radę. W Szwajcarii zostawia pod domem, sklepem, kawiarnią...
UsuńTu się też zostawia - ale bardzo porządnie zabezpieczony. Bo kradzieże rowerów to nby narodowy sport...Już widziałam takie ,gdzie została rama i zabezpieczenie. Reszta gdzieś w sinej dali. Mam szczęście - piwnicę mam bez schodów i windy...Sa też parkingi dla rowerw i plątne i bezpłatne garaże...Zyc nie umierać....
OdpowiedzUsuńNo cieszę się niezmiernie, ze Twój konik funkcjonuje :-) i dzięki za paczkę :-)
OdpowiedzUsuńA co jesteś gdzieś poza zasięgiem????
OdpowiedzUsuńWłaśnie myśłę ,że wybiorę sie do Cieibe...
No to chyba znów twoje oszczędności poszły się bujać. I z Antyli nic nie zostało, szkoda...
OdpowiedzUsuńo nie - one są..ANtyle nawet rumieńców dostają..
OdpowiedzUsuń.przez przypadek - bo gdyby od razu trafiły na właściwe konto to skończyłoby sie na Portugalii np. A tak załatwie dwa w jednym