Moja lista blogów

czwartek, czerwca 16, 2016

Zabrze

 Żdziebko mam dość piłki nożnej (przepraszam wszystkich fanów).Boję się lodówki otworzyć ,żeby mi jakiś Kapustka albo Lewy nie wyskoczył.
   Pomimo ,że podobno nie zaczyna się zdania od więc ,więc powracam do moich przeprowadzek.
Mało kto  czyta ,mogę spokojnie pisać....
   Grodziec czy co to było skończył się dla mnie dość niespodziewanie i ni z tąd ni zowąd i nagle wylądowałam w Hinderburgu na ul. Spichrzowej. Kogo się pytam nie zna takiej ulicy w Zabrzu a ja pamiętam i juz. Niewiel pamiętam ale to miano ulicy na której mieszkałam jakoś tak. Być może to ona teraz jest JP albo L.K - wtedy była Spichrzowa.
   To była wielka,poniemiecka kamienica,mieszkania bardzo wysokie a nasze bardzo obszerne. Były dwa balkony - ten od ulicy ,nigdy nie otwierany  i ten na zadku. Chyba to były 3 pokoje strasznie wielkie. Podobno tam poszłąm do szkoły. Pamiętam sąsiadeczke,koleżankę zabaw,jak teraz wiem rodowitą Ślązaczkę o imieniu Inez .No tak  -a czemu nie - jej mamę bardziej pamiętam . Silna bruneta, niezwykle  energiczna, z niebieskimi - w moim niegdyś pojeciu prawie granatowymi oczami..Mama jej szyła w/g burdy i pamiętam ,że pani Mama Inez jeżdziła zwykle za mamą co by sobie kiecki szyć. I też tę panią pamiętam jak miała taką spódniczkę na sztywnej halce i ja podziwiając ten jej ostatni krzyk mody przysięgałam sobie w duchu ,że też taką będe mieć. Jak dorosłam do posiadania to moda sie cholerka jasna zmieniła.
   Pamiętam balkonik na zadku ...
I pamiętam moją ukochaną siostrzyce z niejaką kuzynką Mirka. Obydwie ode mnie młodsze ale o niebo sprytniejsze.
   Mama pewnie musiała gdzieś wyjśc.. Wychodząc zaznaczyła ,żebysmy jej jakiegoś świetego wazonu ,który stał w przedpokoju nie zbiły. Ja - jako prawie dorsły człowiek zajęlam się swoimi sprawami(ciekawe ,jakie to ja sprawy miałam?) -z bajtlami się nie będę przecież bawić. Nagle słyszę stuk.. poleciał święty wazon mamy. Dasia - Lenata nie powiesz mamie ,że my to zbiłyśmy??Sie moja siostra pyta. Ja mówię ,oczywiście ,że nie powiem bo lojalna jestem hi..hi.
Mama wróciła i pierwsze co stwierdziła zbity wazon. Nastąpiło przesłuchanie w drzwiach największego pokoju. Stoimy wszystkie trzy i każda milczy jak zaklęta . Winnych nie ma. I nagle słyszę jak moja rodzona siostra mówi - to Lenata zbiła...
 Wiadomo - z rodziną się wychodzi najlepiej na zdjęciach.

Musiałam w tym Zabrzu pojść do szkoły. Już miałam prawie siedem lat przecież.Za sobą różne przeprowaadzki,żadnego tam jakiegoś punktu odniesienia,.Nie pamiętam. Bo - mieszkając w tym Zabrzu lekarze ponoć odkryli cosik na moich płucach i rok po rok ,po  pół roku wyjeżdżalam do prewentorium. Naprawde nie wiem ,gdzie się nauczyłam pisać i czytać - czy w tym prewentorium,czy w Zabrzu - pamiętam tylko jakiegoś pana,który upieral się ,że mam pisać prawą ręka. Proszę wziąć  ołówki w prawą rękę - Renatka brała chociaż do lewj serce ja ciągneło. Do dzisiaj  piszę prawą , jednak większość czynności manualnych wykonuje lewą.Nawet szydełkuje. Lew.ą    Z tych półrocznych wypadów do prewentoriów pamiętam szpinak i salatę.W jeden dzień byl szpinak ,w drugi sałata. Podobno dobre na płuca hi,hi. Tych dwóch rzeczy nie jadłam do wieku dojrzałego Tzn do czasów mojej emigracji. Moja córka lubiła szpinak, gotowałam jej ,ona twierdziła ,że robie najlepszy na świecie a ja go nawet nie spróbowałam. Przeszło mi dopiero tutaj......
 To prewentorium było w jakimś Szczytnie. Pamiętam straszliwą tęsknotę ,no może nie za domem ale za Mamą. I też  pamiętam ,że miałam spódniczkę na gumce  z karczkiem a chciałam byc taka modna jak moje starsze koleżanki z tego prewentorium. Więc obcięłam karczek . Mama jak przybyła z wizyta nie była zachwycona.
  No sami powiedzcie - jak ja moglam coś zapamietać z tego Zabrza,ze szkoły jak troszkę byłam tu  i samotnie ,bez rodziców w jakimś Sżczytnie.
    Nawet tego podwórka o którym Dasia wspominała nie specjalnie pamiętam.
   Za to pamiętam ...byłam chorą, leżaląm w łożku .Mamy nie było  -dzisiaj wiem,że była w szpitalu. Tato się nami opiekował ale wieczorm zrobił sobie kawalerski wieczór. Ja leżałam w drugim pokoju i wołałam Tatę ,tTato nie słyszał zajęty dyskusja z kolegami. W końcu przyszedl a ja puściłam pawia. To była chyba gorączka. Zniszczyłam Tacie jakiś miły wieczor bo musiał się niestety mną zająć  - hehe - mało tego -- posprzątać....
  To nie jest tak, że nie lubię mojego Taty. Lubię - tylko to jest jedyne wspomnienie o nim z wczesnego dzieciństwa...
To zdjęcie jest z tamtych czasów.Nie wiem ,czy to było Zabrze czy Szczytno.Gdyby to było Zabrze to Mama jednak by nie dopuściła do opadnięcia pończoszki .Się mi wydaje...Dzisiaj...

16 komentarzy:

  1. Wazonik był w Pyskowicach! Na 100%, Niezapominajko jedna....
    Bo pomyśl logicznie: jak miałaś prawie 7lat, to ja miałam prawie 3..... i nie mogłabym Miry próbować podnieść do dużego lustra, wbudowanego pomiędzy dwie szafeczki, gdzie na jednej stał wazon.....Toaletka ta znajdowała się w sypialni rodziców, pomiędzy oknami....I coś mi się przypomniało a propo's tegoż lustra, Taty i tej wielkiej sypialni, która miała drzwi tak z naszego pokoju, jak i z pokoju jeszcze większego.....

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to nikt nie czyta? Ja czytam!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Daga- to było jeszcze w Zabrzu raczej na pewno.może końcówka naszego tam pobytu - bo przecież w Pyskowicach to ja poszłam do trzeciej klasy.Mogłam mieć z 10 lat a Ty wtedy z 6,Mirka 5..Mogłas ją podnieść.To lustro i ta szafka była również w Zabrzu bo tam był też taki okrutny ciemny przedpokój. To Zabrze mi się jakoś ciemno kojarzy zresztą...
    Jo - miło ,że czytasz :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Że się nie odzywa to nie znaczy że nie czyta. I to nawet pomimo ostrzeżenia, że tu porno i duszno!!! :P :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dreptaczku kochany - raczej myślałam ,że wszyscy są zajęci piłką kopaną.Poza tym lato - ludzie na urlopach itd..itp.Miło mi ,że pomimo,że porno i duszno to tu zaglądasz jak i pewnie sporo innych ludzi o których nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  6. Podpisuję listę obecności... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany...ja bym wolała,żeby ktos powiedział,że na zdjęciu śliczna jestem a tu listę obecności mi podpisuja. No trudno - nie będe tego nieszczęsnego zdania wyrzucać bo jutro pewnie będzie nowy tekst i nowe zdjęcia...bo na temat piłki kopanej pisać nie będe na pewno...

    OdpowiedzUsuń
  8. Od razu miałam powiedzieć, że opadnięta pończoszka to początek kokieterii:))
    Pamiętam takie pończochy, zapinane na specjalne spinki przyczepiane do majtek chyba. No popatrz, pończochy, jako część garderoby,praktycznie zanikły.

    OdpowiedzUsuń
  9. No z tą kokieterią jednak bym nie przesadzała w tym wieku:)Powiedziałabym raczej,że to wynik złośliwości przedmiotów martwych i mi się żabka odpięła...A pan fotograf czy pani (nie pamiętam!) to uchwyciła.:))

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyta sie czyta a zgodnie z prawda nie mozna wszystkiego zapamiętać.
    Ja mam prościej bo jak w roku 1920 Dziadkowie ściągneli do Katowic to juz miejsca zamieszkania nie zmieniali.
    Na punkcie regionalizmów mam "kuku na muniu" i dlatego nie zapytam co oznacza termin "kamienica poniemiecka" - hehehe ?.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piszę jeszcze raz bo poprzednio napisałam z okropnymi błędami. Termin poniemiecka...hehe a jaki ma być w Zabrzu??.

      Usuń
  12. Istnieje całkiem spora grupa osobników, do których się zaliczam, dla których piłka kopana mogłaby spokojnie nie istnieć w ogóle... Lektura takich spominków jest z pewnością więcej warta niż zdzierania gardła i przyglądanie się jak dwudziestu dwóch, podobno normalnych facetów, usiłuje sobie nawzajem zabrać jedną piłkę...
    Kłaniam nisko:)
    P.S. Bardziej może do tego niewydarzonego Dreptaka, co Knezia nieudolnie zastępuje: nie można by tego tekstu i innych, tematycznie podobnych, podciągnąć na Kneziowisko do śląskich notek Piotra ?

    OdpowiedzUsuń
  13. Kneż mi to proponował jak pisałam o miejscu mojego urodzenia i familokach.Tyle tylko ,że ja nie potrafię tego technicznie zrobić i drugiej propozycji nie było bo ileż można nieprawadaż.Poza tym sama wiem,że by zamieścić jakiś tekst u kogoś musi on byc na odpowiednim poziomie a przecież jak widzisz - u mnie korektor by się przydał .Niby się sama kontroluje a za dwa dni znajdę tyle błędów,że samą mnie głowa boli..
    Jeżeli Kneż alias Dreptak nie będzie mial nic przeciwko no i ocywiście Piotr to jutro jak się skontaktujemy możemy popracować. Tam Piotra czyta więcej osób jak się zorientowałam co ze Śląskiem mają coś wspólnego..I pewnie każdemu coś przyjdzie do" gowy"...
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  14. Też myślę, że mama nie pozwoliłaby, żeby pończoszka, opuszczona była. Ja takich pończoch nie pamiętam, tylko prążkowane, znienawidzone, grube rajstopy(zawsze dostawałyśmy je obok golfów na gwiazdkę w prezencie). Kucyki jednak miałaś podobne do moich. Mnie matka kazała "hodować" długie włosy, aż do czasu studiów.

    OdpowiedzUsuń