Moja lista blogów

poniedziałek, czerwca 20, 2016

Pyskowice

     Zanim się zdążyłam  zaaklimatyzować w tym Zabrzu , ochłonąc po Szczytnie ostatnim, okazało się ,że mieszkamy już gdzie indziej..
    Przeprowadzka nastąpiła w lecie chyba. Wiem ,że już tam w Pyskowicach poszłam do szkoły do klasy trzeciej ,którą zaczęlam od września jak normalnemu człowiekowi, uczniowi przystało.
    Mieszkaliśmy w pięknym mieszkaniu (100m2) . Na pierwszym piętrze . To znowu był budynek przedwojenny, Tzn,że wybudowali go Niemcy. Mieszkało w nim pięć rodzin . Po prawej stronie ,w mniejszych mieszkaniach mieszkał element napływowy czyli nie Slązacy. Pod nami i nad nami mieszkali echte Ślązacy.  Przed domem był ogródek i za domem  również nawet kawałek stawku był tam. W tym ogródku na zadku. W ogródku na przodku za to dwie bardzo smaczne grusze.do których to sąsiedzi z góry strzelali z wiatrówki.
   Tak nawiasem mówiąc - do dzisiaj uważam,że moim największym błędem życiowym była wyprowadzka z tego domu .To już nastąpiło o wiele ,wiele póżniej.....
    Każda rodzina była dzietna oprócz pani rusycystki .Dzieci było sporo ,w większości dziewczynki ,było tylko trzech chłopców - dwóch już prawie młodzieńcow no i my prawie w jednym wieku..
Poszłąm do szkoły i tu się zaczął mój prywatny koszmar. Bo to była stara szkoła, też w budynku mocno przedwojennym .Z wychodkami na podwórku. Szkoła nr 1. Do niej musiałam iść przez park, przejść koło cmentarza starego,  i jakimiś zabytkowymi uliczkami tam dotrzeć. Do szkoły jakoś mi szło. Szłam z innymi dziećmi . Ze szkoły zdarzało się ,że szłam samotnie .Z różymi przygodami . Nie wszystkie dzieci z mojej okolicy chodziły do mojej klasy a te,które chodziły ,chodziły również na religię. Ja nie ...No i przyszlo mi wracać samotnie. W nowym miejscu, nowej szkole  a wtedy nie zaprowadzało się dzieci  i nie odprowadzało do domu. Przynajmniej moja mama tego nie praktykowała..Nie umiałam trafić . Kręciły mi się małe uliczki .Raz zaszłam do Łubia chyba,siadłam przy drodze i płakałam. Na furmance przywióżł mnie do domu  pan Ślązak właśnie bo się zainteresował płaczącym dzieckiem..
  Ślązacy   wtedy zdobyli moje serce..
Koszmar się skończył ,kiedy  w ramach budowy tysiąclatek wybudowano nieopodal szkołe nr 5 ,z basenem ,boiskiem i wszelkimi modernymi jak na owe czasy nowinkami. I tam już poszłąm do piątej klasy. Pięc minut drogi ! Toalety w budynku. Duże jasne klasy! Zielone tablice! Basen !! I żadnych problemów związanych  z powrotem do domu! No i święty spokój od religii. Bo ją właśnie wyprowadzono ze szkół i przestano mnie wyzywać od bezbożnic ,jehowych i czerwonych.Wow. Uwielbiałam tę szkołę.
  W podwórku naszego nowego lokum był jeszcze jeden budynek ,w którym mieszkały dwie Ślązaczki ,chyba siostry, które ponoć przed wojną służyly w bogatych domach. I gotowały  - o jesu jak one gotowały!!!Nie wspomne ,że obiad się u nich składał tak jak powinien każdy z przystawki,zupki dania właściwego tudzież deseru to wszystko było niezwykle smakowite, mnie mało znane .Był czas ,że chyba mama była w szpitalu jakiś tydzien chodziłyśmy tam jadać. Oo, ja  wtedy złamałam zasady słynnego niejadka i po każdym obiedzie wychodziłam z okrągłym brzuszkiem.. W podwórku były jeszcze jakieś komórki i płot gdzie za płotem był gospodarstwa.rolne. Sąsiedzi też Ślązacy i właściwie wtedy zetknęłam się z gwarą. A mleko proszę państwa to mieliśmy z płota. W sztachetki były wbite gwożdzie ,każdy z mieszkańców wystawiał bańkę i gospodarz napełniał te bańki mlekiem z pierwszego udoju. Jesu jakie to były fajne czasy. !!! Moja córka jeszcze była karmiona tym mlekiem z płota .Jaka cholera mnie podkusiła opuścić takie fajne miejsce do życia( wiem jaka cholera ale to jest inny temat i nie wiem czy będe o nim pisać)
     Wsiąkałam w to moje miejsce. Uznałam je za swoje. Miałąm koleżanki i kolegów i tych prawdziwych Ślązaków  i tych napływowych. Byliśmy właściwie jedną nową rzeczywistością w tych Pyskowicach.
  Pamiętam jednak ,że gwara jako taka była w szkole zwalczana. Poprawiano akcent i broń boże w szkole nie powinno się mówić gwarą. Niepoprawni Ślązacy byli traktowani z góry...
 Był podzial na tych lepszych i gorszych- wtedy sobie nie zdawałam z tego sprawy ale. podświadomie człowiek wyczuwał,taki mały człowiek oczywiście..
 Pożniej do mnie dotarło dlaczego znana mi Gerda ma w dowodzie Antonina, dlaczego różne śmieszne podziały. Wtedy ,jako dziecko byłam zafascynowana jak poszłam do sąsiadki zza drugiego płota- nabyć róże  a ona mi - wiesz te uone są gut ale te uonsze są lepsze :))
   W tym moim miejscu na ziemi spędziłąm dzieciństwo i młodość.
Póżniej się trochę pokopało .Rodzice się wyprowadzili - wrócili do Sosnowca zabierając Dasię. Ja zostałam albowiem byłam już średnio dorosła, matka itp itd...
  Żeby było śmieszniej - to nie był koniec wędrówek rodziców. Potem przenieśli sie do Tychów. Czy tych Tych..I tam spędzili resztę życia...Dagmarę zostawili w Sosnowcu.
    Pyskowice to bardzo stare miasto. Nigdy  nie były wielkie ale...za to stare - pierwsze wzmianki podobno są o nich z 13-wieku. Wszystko można znależc  w wikipedii, więc tu nie będę się rozpisywać o historii ....Opuściłam to moje miejsce .Pożniej w życiu uskuteczniałam już swoje własne przeprowadzki ale też na   Śląsku.
     Do czasu mojej emigracji mieszkałam i pracowałam na Śląsku. Wielką szkołą życia tudzież zrozumienia gdzie jestem i z czym się czuję związana była praca na kopalnii. Jestem Ślązaczką ...
wszystkie dziewczynki z mojego podwórka- dwie echte Ślązaczki i element napływowy
 Już nie dziecko jeszcze nie kobieta - w ogródku na zadku::))

8 komentarzy:

  1. Wędrówki Ludów...

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak ,tak - się dziwisz ,że mnie ciągle gdzieś gna?

    OdpowiedzUsuń
  3. :-)).
    Ja i moja rodzina górnosląska ma także jedna przywarę /zaletę ?/. Dla nas tragedią jest zmiana miejsca zamieszkania.
    Dotyczy to także mnie. Od 1971 roku mieszkamy na tym samym pietrze w tym samym bloku i w tym samym mieszkaniu.
    Rozmyslam nad czymś co moglibysmy razem "zmalować" ?.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Acha.. może spróbujemy?
    Moi dziadkowie byli stali ,reszta rodziny też tylko moi rodzice jacys tacy pędziwiatry( no ,mysle raczej ,że takie bardziej wymuszone pędziwiatry) .Tyle, że szczerze poweidziawszy na dzieci to nie za bardzo dobrze wpływa.

    OdpowiedzUsuń
  5. No bo Ślązaki to fajny ludek jest:))) A może ja nie znam żadnego "niefajnego" Ślązaka i spotykam zawsze tylko tych dobrych? Niech tak zostanie.
    Piękne zdjęcie nastolatki w ogródku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny ,bardzo fajny a szczególnie kobiety - moje sąsiadki Ślązaczki to były kobiety do rany przyłóz.Szorstkie w obejściu ale bardzo ale to bardzo dobre kobiety...Te ze starszego pokolenia. A i tem moje równolaty i młodsze całkiem ,całkiem. A i mężczyzni nieczego sobie a szczególnie górnicy. Najczyściejszy ludek pod słońcem....:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Już nie dziecko, jeszcze nie kobieta, ale uroda wyróżniająca. Ślązaczko, fajnie piszesz o tych swoich młodych latach. Przechodzę do dalszego czytania, bo mnie zafrapowałaś. Teraz nareszcie mam pewność, że Ty i "Maradag" jesteście siostrami. Przy pierwszym komentarzu zamieszczonym na moim blogu, gdy któraś z Was użyła słowa siostra, to myślałam, że to przenośnia.

    OdpowiedzUsuń