Moja lista blogów

poniedziałek, maja 23, 2016

Przechodnie łóżeczko

                      Jak to drzewiej bywało odsyłam do ostatniego wpisu Mary Czary. Zamieściła tam nasze zdjęcia z dzieciństwa wczesnego. I z Pekinu ...Z ławeczki przed familokiem :)) Ona ma kopiarkę ja nie i dlatego te zdjęcia są u niej a nie u mnie.
      Pod jej ostatnim tekstem  podpisuję sie" obiema ręcami" nawiasem mówiąc..
   Jednak ja dzisiaj wstałam mniej zajęta problemami europejskimi a z gotowym tekstem w głowie o łóżeczku.
  Po konsultacjach z Dagmarą - okazuje się ,że nie ma zdjęć rzeczonego łóżeczka !!!. No nie ma - nikomu z rodziny nie przyszło do głowy to łóżeczko uwiecznić na zdjęciach. A przecież ono było od przed wojny.! Pożądne,metalowe, z siatką na wypadające dziecko :))
    Wychowała się w nim moja mama,jej siostra, ja i Dagmara.  Gdy wyrosłyśmy zdziebko  z powrotem  trafiło do dziadków...Było spore, więc przesypiało się w nim ,któreś z wnucząt. Było większe niż dzisiejsze  łóżeczka dla niemowlaków ,zmieniało się tylko sienniki...
     W końcu ,gdy okazało się ,że znienacka jestem w ciąży łożeczko przywędrowało do Pyskowic. Zostało pięknie odmalowane,siatka wyprana, osobiście uszyłam firaneczki z kretoniku w różowe kwiatuszki. Było białe ,schludne ,romantyczne i moja malutka Ania całkowicie się w nim gubiła.
    Łożeczko wędrowało ze mną. Dostałam mieszkanie na osiedlu w Pyskowicach. Ono miało kółeczka. Przez całe Pyskowice - ze starych na osiedle pchałam jeżdżące łóżeczko i osobiście w pierwszą noc w  nowym mieszkaniu w nim spałam. Miało już ślady obgryzania przez pierwsze ząbki Ani.
Ania spała w nim chyba do szóstego roku życia.
     I wiecie co... nie wiem co ja z tym łóżeczkiem zrobiłam. No, nie pamiętam. Pewna jestem tylko ,że na pewno trafiło do rodziny posiadającej malutkie dziecko...
 

6 komentarzy:

  1. Tak, tak....to łóżeczko było zawsze u Dziadostwa Sosnowieckiego.
    Bo przypomniała mi się następna anegdotka rodzinna z czasów mojego wczesnego bardzo dziecięctwa i z łóżeczkiem z pręcikami w roli głównej....:
    Dasia była zawsze spokojna i cichutka. Ale pewnego dnia Bunia zaniepokoiła się długością sjesty południowej. Zagląda do pokoju.... a tam Dagusia maluje..... Pręcik po pręciku....w kolorze jasno-brązowym... I wiadomo już było, że oto rośnie artystka... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście nie pamiętam ale Twój wyczyn "malarski" nie dość,że przeszedł do legendy rodzinnej to niczym nie ustępował mojej dekoracji podpiwku buhahaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcia obejrzane. Cudności!
    Dawniej prawie wszystko bywało przechodnie. Ja musiałam "donaszać" niektóre ubrania po starszym bracie. Wyobrażasz sobie taki obciach? Chłopięce porteczki, czapki, sweterki a nawet buciki... Nie było zmiłuj.

    OdpowiedzUsuń
  4. No - ja miałam szczęście - byłam ta starsza.Dasia po mnie donaszała.
    Za to łóżeczko to prosze CIebie było nie do zdarcia!Dobry przedojenny wyrób:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Za naszych czasów i meble były przechodnie i ubrania. My z siostra nie miałyśmy chyba swojego łóżeczka. Obie byłyśmy chowane w becik, a ten wraz z zawartością matka kładła na tapczanie w dzień, a w nocy, to chyba spałyśmy w wózku, bo pierwsze łóżko jakie pamiętam, to metalowe z siennikiem, rozmiarowo dla dorosłej osoby.

    OdpowiedzUsuń