Moja lista blogów

środa, listopada 25, 2015

Okulary

  Instrukcja mycia okularów Klarki zaowocowała u mnie falą wspomnień.
I nie chodzi o mycie okularów - teraz jestem dumną posiadaczką trzech par bryli - dwóch do czytania i jednej komputerowej. Wtedy - w czasach słusznie minionych - byłam posiadaczką sokolego wzroku i - podobno - ukrytego zeza. Podobno - a dowiedziałam się o tym zezie przez przypadek niejako.
Ponieważ u mojej córki w dziecięctwie odkryto tę wadę właśnie .No i zaczęło się.
Ania miała cztery lata gdy po raz pierwszy zgłosiłam się z nią do Kliniki Dziecięcej Okulistycznej w Katowicach.Przedszkolanka zobaczyła zeza , którego ja nie widziałam. Ok - stwierdzono u Ani wadę wzroku ,powiedziano ,że tę wadę można wyleczyć bez ingerencji chirurga  no i zaczęło sie. Początkowo okulary odpowiednie dostawała w klinice. Jedno oczko zakryte, drugie pracujące i na odwrót. Kiedy córka zaczęla chodzić do szkoły ,zaczęl sie również problemy ze szkłami .Bo potrzebna była specjalna ogniskowa ,która była niedostępna. Zaczęly działac znajmości itp. Wizyty w klinice były regularne ,owocowały zawsze nową receptą, szkła były nie do zdobycia. To był  horror. Tak to wspominam. Był np wyznaczony termin w klinice ale nie godzina. Człowiek brał wolny dzień w pracy,jechał godzinę do Katowic, póżniej godzinę szedł z dzieckiem do kliniki ,pożniej w Klinice czekał  nie wiadomo ile godzin na przyjęcie, badanie trwało minut 5. Instrukcja obsługi nowych okularów 10 minut. Godzina na dworzec,godzina do domu ,i szał ciał - poszukiwania odpowiedniej ogniskowej.....
Jak już wszystkie przeciwności zostały pokonane, nowe okulary na stanie (sztuk jedna) dziecko szło do szkoły np, gdzie miało koleżanki i kolegów. Zygi (pewnie Zygmunt)to był kolega Ani z klasy, Nosili te same fryzurki ,tę samą okularową gehenne przechodzili, wyglądali jak bliżniaki , nie mogli żyć bez siebie ale też tłukli się. Nie wiem o co się potłukli akurat wtedy ,gdy zdobyłam nowe okulary .Ania przyszła do domu z połamanymi okularami i rozbitym prawym łukiem brwiowym. Złapałam okulary i pobiegłam do rodziców Zygusia . Tatuś Zygusia mi pokazał rozbity lewy łuk brwiowy  denata i szczątki okularów.. Wyjazd do Katowic, zdobycie nowej recepty, poszukiwania, w końcu zdobycie nowych okularów i Ania przychodzi z wycieczki rowerowej w okularach w szczątkach  ale dziwnym trafem z całym rowerem....Ręce mi wtedy opadały.
   Trwało to do 14-tego roku życia córki. Potem już przeszła pod opiekę dorosłego okulisty . Terapia podobno dała efekty.Miała tylko szkła ze specjalną ogniskową bo oprócz zeza miała jeszcze inną wadę wzroku. Nastąpił  spokój okularowy. Nie musiała nosić okularów stale ale do czytania musiała...
Życie szło dalej. Ania wyjechała ,ja w końcu też - trafiłyśmy do innych krajów ,wiodłyśmy inne życie. Obie w końcu byłyśmy dorosłe:))
Ania telefonicznie zawiadomiła mnie ,że w końcu daje  kres zezowi i poddaje się operacji. Operacja będzie filmowana ale na rekonwalescencję przyjeżdża do mnie....
To było w czasach ,gdy robiłam za psa ogrodnika u milionerów...Ania przyjechała,Kerstin wyjeżdżając do Mozambiku zostawiła papiery i klucz od samochodu bo jak Ania ma prawo jazdy to możemy sobie gdzieś pojechać. Co też uczyniłyśmy. Ania z opatrunkiem na jednym oku,prowadząca samochód a ja kompletnie nie znająca Roermond( bo tam się udałyśmy) i nie posiadająca najmniejszego pojęcia o drogach,autostradach i kierunkach.....
Powrót do domu można zaliczyć do spannend.  - Ania prowadziła z zakrytym jednym okiem ,ja po 2 piwach nie wiedziałam,gdzie prawa a gdzie lewa (bez piw też nie wiem) do Herkenbosch z Roermond wracałyśmy przez Venlo ... to był majstersztyk zagubienia się .....
  W ubiegłym roku (znowu u mnie na świętach) Ania przestała widzieć na jedno oko, to operowane niegdyś.. Historia straszna. Pojechała do  Berlina z jednym czynnym okiem. Znowu poddała się operacji. Po operacji  zawiadomiła mnie -mamo, ja nareszcie widzę dokładnie kolory!!!

10 komentarzy:

  1. O MATKO
    No dziękuję, niezła jazda...
    Ale po tej ostatniej operacji już jest OK?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest ok. Widzi, lepiej niż niegdyś, jest pod stała opieką lekarza okulisty.No i ciągle coś sie jej dzieje z okularami - a to gdzieś zostawi, i trzeba jej paczka przysyłac NATYCHMIAST, no wiesz - chodził szukał pan Hilary..ALe jest ok...Przy tym Ania nie miała nigdy kompleksów okularowych tzn nie to ,że nie chciała nosić bo jej nie do twarzy - absolutnie nie..chyba ,że ja czegoś nie wiem znowu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noszę okulary od 7 klasy podstawówki...

      Usuń
  3. Ja od 45 -roku życia i to wyłącznie do czytania.Za to córka jak powyżej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, to nawet trudno czytać bo robi wrażenie a co dopiero przeżyć takie sytuacje!! Ja juz od kilkunastu lat noszę progresywne, czyli w jednych okularach na dole szkła są do czytania a na górze płynnie przechodzi do dali. Bardzo wygodne.
    Teraz już dzieciaczki (mój wnuczek ma 6 lat) mają możliwość plastikowych szkieł i silikonowych oprawek, wygoda, komfort i niezła cena.

    OdpowiedzUsuń
  5. No ma przejścia z oczami twoja córka :( ale widać przebojowa i radzi sobie super :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Za młodu (a szkła mi towarzyszą gdzieś od 12 roku życia) też żem ich niszczył z częstotliwością okrutną, ku rozpaczy Rodzicieli, bo moje szkła nigdy do tanich nie należały... Odpukać, te co ich mam ninie, od jakich dziesięciu lat mi służą, a ile razy gdzie mi spadły to już nawet nie zliczę, pomnę tylko ekstrema, jako mi do betoniarki wpadły, jako Pani_Mego_Serca na nich siadła i jakem, dach opatrując, niebacznie siekierą pogłaskał tak czerep własny, jako i binokle...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Miły Wachmistrzu - jestem zaszczycona Twoją wizytą w moich skromnych progach. Okulary to temat rzeka.Wszyscy co je noszą,mają rozmaite z nimi przygody.
    Ciebie odwiedzam od dawna.Do tej pory nie odważylam się nic komentować bo moja wiedza jak i polszczyzna ma sporo do życzenia.Tylko raz odważyłam się podzielić tym co czytam. W sprawie Konsalika - pisarz niemiecki, używał też innych pseudonimów a pisał romanse historyczne.Bibliografię ma imponującą. Czy był tłumaczony na polski nie wiem. Nie dokopałam się . Pisał po niemiecku ,w Nederlandach musiał być popularny bo bez trudu można znależc jego książki.Ja to czytam w ramach zaznajamiania się z językiem.
    Z kolei Jangblizja to s-f ,coś w rodzaju bajki napisana ładnym językiem polskim przez holenderke polskiego pochodzenia ,która jak wiem studiowala polonistykę w Ąmsterdamie....Piękna książka i właściwie - gotowy scenariusz na grę komputera przygodową,taką w rodzaju Syberi..

    OdpowiedzUsuń
  8. A nie dokopałam się - kilka pozycji było przetłumaczone na polski - Dziewczyna w Honkkongu czy jakś tak romans kryminalny ponoć - nie wiem nie czytałam..

    OdpowiedzUsuń
  9. Zeszło krzynę, najwięcej na przedświątecznych przygotowaniach, bo nam zawżdy radość i honor do stołu siadać we familije cztery, abo jak kto woli: jedną dużą... Skorom miał zaszczyt WMPanią gościć w mych progach, ani wiedząc o tem, spieszę upewnić, że nie gryzę za bardzo, za jakie w polszczyźnie niedostatki są wprawdzie przewidziane rózgi (ale po szlachecku: na kobiercu!:), ale tylko dla mnie samego, jeśli się w czem zbłaźnię. Tandem upewniam, że odzywanie się nie grozi niczym, poza responsem moim, a czasem być i może kogo jeszcze głosem Waćpani zainteresowanego... Nie wiem jako tam w Niderlandach ze Świętami, ale zakładając, że choć dla WMPani one coś znaczą, to i pozwolę życzyć sobie jeszcze zdrowych i spokojnych, a jak się uda to i radosnych:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń