Wszystko - nawet kaszę gryczaną!. Głodni byli chyba.
Relacji do tej pory nie było bo mam znowu techniczne problemy ze zdjęciami. Poza tym zapomniałam zrobić zdjęcia sernika no... i sali jadalnej też.
Z powodu wrodzonego lenistwa po awarii w Polsce twardego dysku i jego tam wymianie nie mogę dojść do ładu z moim komputerem. Nic nie jest jak było i nie mam ostatnio ani czasu ani motywacji do tej pory nie miałam ,żeby sprawę zdjęć uregulować.
Obiecałam relację więc opiszę czwartkowe jedzonko najlepiej jak potrafię. Jeśli mi ktoś poradzi jak zrobić porządek ze zdjęciami,jak je wgrać w komputer to zamieszczę również zdjęciową relację. Tak nawiasem mówiąc - kiedyś to potrafiłam a teraz jakoś nie potrafię sobie poradzić...Potrzba mi fachowca od zawiłości komputerowych....
Wracając do jedzonka.
Geslerowa chyba by nas obsztorcowała bo gdzieś czytałam jej przepis na barszcz po ukraińsku gdzie główną rolę grały żeberka wieprzowe..
U nas był podany barszczyk po ukraińsku w wersji lijt.
Wieprzowiny to towarzystwo nie jada .
Nie było w tym barszczu w ogóle mięsa żadnego .Był bulion jarzynowy.Poza tym ugotowałyśmy dokładnie tak jak znalazłyśmy w przepisie po nederlandzku. Wyszło znakomicie. Naprawdę - to był ten smak ,który pamiętam z Polski to było to!!
Ani jedna łyżka nie została na zaś.
Zamówienia na przepisy są. Oczywiście Holendrom bardziej smakowało niż innym nacjom ale i tak zjedli wszystko. Holendrzy zielsko jedzą :))
Moim wielkim zmartwieniem była kasza jako produkt nieznany nikomu. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie zostało ani ziarenka !!
Do kaszy był podany gulasz najprawdziwszy z którym miałyśmy niezłe kłopoty...Sześć kilo mięsa wołowego trudno jest obsmażyć. Trudno doprowadzić do tego ,żeby woda wyparowała, żeby je obsmażyć tak jak powinno być moim zdaniem bo czas gonił a woda była i była. Uff, jakoś sobie poradziłyśmy ale nerwów to kosztowało nas sporo.....
Od dania dla jaroszy ukradłyśmy parę pieczarek i jeszcze do tego gulaszu wrzuciłyśmy...Malutkie spięcie z Corrin - naszej pani od kuchni ,specjalistki od wszystkiego ,która chciała ,żeby wszystkie produkty wrzucać od razu z mięsem i dusić a myśmy chciały ,żeby w tym gulaszu była kolorowa papryka nie rozpadnięta i w kawałkach z kolorem. Ja w domu dolewam czerwonego wytrawnego wina troszkę ale to w domu - tam nie ...Za drogo. Naszej pani od kuchni wydawało się ,że za mało pomidorów i za pikantny . Gulaszu ledwie, ledwie starczyło. Dla jaroszy zrobiłyśmy sos pieczarkowy..
Do tego podałyśmy surówkę z kiszonej kapusty. Ja robię tak,że płuczę kapustę( ta,którą miałyśmy do dyspozycji była w/g mnie za słona) kroje na drobno, do tego trę na dużych dziurkach jabłko i marchewkę, drobną cebulkę dodaję np. rodzynek cukier, pieprz i oliwę z oliwek i tak zrobiłyśmy . I smakowało. I zjedli....Naprawdę była dobra - mnie też smakowała...Marokanki ,szczególnie ta ,która mi pomagała przy tej surówce zajadała się co mnie cieszyło niezmiernie...
Sernik wyszedł znakomity! Sernik był - sernik babuni czyli taki jak się u nas w domu piekło ..No, był troszeczkę z chudy i to już nie nasza wina zwyczajnie na dwie blachy Corrin żle chyba policzyła ilość produktów. Trzeba było jednak kombinować tak ,żeby 30 osób coś dostało na talerzu ,po słusznym kawałku :))
Na sernik mamy zamówienia na recepty też...
Wieczór trzeba zaliczyć do bardzo udanych a to wszystko dzięki Maradag,. Służyła mi słuszną pomocą i upiekła ten sernik bo ona piecze a ja nie...
Poza tym - bardzo ładnie po holendersku tłumaczyła czemu barszczyk ukraiński , co się u nas jada i jak się jada.....
Było ok - i okazało się ,że to ja jestem histeryczka bo dwa dni przed tak się denerwowałam ,że nie pytajcie. Więc poprosiłam siostrę ,żeby gościnnie wystąpiła w naszej kuchni w Moeder Maximina Centrum i to było bardzo dobre posunięcie. Dzięki niej wieczór się udał....Jej sposób bycia wpływał na mnie kojąco i wszystko było ok.
A zapytacie czemu akurat barszczyk ukraiński? Bo wyszło nam,że być może czystego barszczyku nie uda nam się tak właściwie zrobić, z uszkami np. jest cholernie dużo roboty dla niewprawnych rąk albo z pasztecikami też ..Wydawało ,się nam ,że wersja po ukraińsku z pomidorami i kapustka będzie ok . Do tego była kwaśna śmietana. Bomba smakowa - mówię wam. Jak się uporam jakoś ze zdjęciami to takowe zamieszczę jeszcze.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńWłowina jest trudnym mięsem w obróbce. Ale wystarczy znać kilka sztuczek, by znacznie skrócić czas smażenia i duszenia, a także, żeby była krucha i miękka. Ważne jest także, aby umieć wybrać odpowiednie mięso w sklepie.
Dla mnie Geslerowa nie jest autorytetem w kuchni, bo z tego, co widzę, używa - jak dla mnie - za dużo przypraw.
Pozdrawiam serdecznie.
Dla mnie ta pani w ogóle nie jest zadnym autorytetem, a szczególnie w kuchni. Pretensjonalna gęś, która nie ma pojęcia o gotowaniu, a już na pewno nie potrafi robić gulaszu!
UsuńCo do wołowiny i jej obsmażania, to zamiast oleju należy użyć smalcu (wiem, wiem, muzułmanie nie jedzą) i smażyć w wysokiej temperaturze, małymi porcjami, tak żeby nie wychłodzić patelni. Ważna jest bardzo moc palnika - to na co zwrócił uwagę Piotr. Gulasz akurat nie wymaga specjalnie wyszukanego mięsa - nadaje się każde, a szczególnie takie "poprzerastane". Natomiast to co bywa w handlu, miewa dziwne właściwości - możliwe, że jest "podrasowane" chemicznie, żeby chłonęło wodę - tego nie wiem, ale też miewam problemy z mięsem, szczególnie takim importowanym z zachodu.
Wiesz - ja nie mam autorytetów - zwyczajnie jak mi coś smakuje ,próbuje to zrobić tak, żeby było dobrze..Używam dużo przypraw bo lubię.U Marokanek i Turczynek nauczyłam się jeszcze więcej jeśli chodzi o przyprawy.
OdpowiedzUsuńPewien kucharz kiedyś mi powiedział ,że nie potrawa a przyprawa jest jest najważniejsza...a jakie triki stosuje się do wołowiny i wody w niej?
Np.
UsuńWybierając właściwy kawałek mięsa do określonego dania.
Mrozić przed obróbką, żeby „popuściło więzy”, które mięso trzymają w twardości.
Marynować wcześniej.
Skropić koniakiem i podpalić.
Nie solić podczas obróbki. Jeszcze bardziej twardnieje.
Wino, które chciałaś dać, a nie dałaś.
Jabłko pod koniec duszenia też skrusza mięso.
Dusić w szybkowarze we własnym soku, a nie w wodzie. Wody tylko tyle, co z wypłukania patelni po cebulce, mięsie, warzywach.
Co do pozbycia wody z wołowiny, to znam tylko smażenie, dlatego nie podjęłabym się tylu kilogramów przerobić.
Dzięki serdeczne Renia, za reklamę jako kucharka.... Muszę przyznać, że bawiłam się świetnie. Choć zmęczona fizycznie - bardzo zadowolona jestem. Jako, że lubię gotować, problemem była tylko ilość osób.... W tym temacie nie mam doświadczenia. Ale najważniejsze, że się udało! A ze zdjęciami też sobie poradzimy. Może jeszcze dziś? :))
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci przygotowania udanej wyżerki !!!!!.
OdpowiedzUsuńNa wołowinkę a szczególnie jest sposób ale trzeba mieć jak największy palnik. Robi się tak jak na Strogonowa czyli pokroić tak aby jeden bok był nie grubszy jak 1 cm., trochę przypraw, obtoczyć w mące i na ostrym ogniu piec. Powinna wołowinka najpierw się przypiec a potem puścić soczek jak sok się wygotuje zalewam do duszenia. Sól dopiero pod koniec.
Przepraszam, że być może "uczę ojca dzieci robić" ale jak czytam przepisy kucharskie to majty opadają.
Pozdrawiam
Reniu, Barszczy Ukraiński jest jak najbardziej stosowny w tym czasie:))) Delikatna aluzja do polityki nie zawadzi a zupa smak ma znakomity i świetnie kojarzy się z Europą Wschodnią a o to chyba chodziło.
OdpowiedzUsuńWspółczesne wołowiny podobnie jak inne mięsa, mają znacznie więcej wody niż dawniejsze. Może krowy więcej piją?
Gratuluję udanego wieczoru!
Mięso jest namaczane w kadziach z konserwantami i tym płynem nasiąka. A potem przez długi czas nie wysycha.
UsuńTa woda mnie dobijała. Nigdy już więcej TAM nie będę gotować gulaszu.W warunkach domowych ,gdzie sama jestem odpowiedzialna za smak - jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńWołowina była dobrego gatunku ,już pokrojona ,kupowana u Turka na zamówienie.
Sposób Piotra na wodę hmm jest bardzo dobry na dwa kilo mięsa ale na sześć no, nie wiem... być może...Nie myślę jeszcze raz próbować.
Problem w tej kuchni jest taki,że choć piec jest duży i taki jak powinien być to sama kuchnia mała,wąska ,żle moim zdaniem zorganizowana ale to pryszcz - wszystko da się zrobić..Przyzwyczaiłam się i frajdę mam ,największą wtedy gdy to ja nie odpowiadam za smak i potrawy i służę tylko pomocą i uczę się nowych sposobów gotowania...
Reniu, to, że zjedli to tylko połowa sukcesu. Daj znak czy przeżyli:))))
OdpowiedzUsuńO matko, ale wyżerka! Następnym razem Jakuba Ci wyślę, bo on takie rzeczy to zmiata spojrzeniem i siłą woli!
OdpowiedzUsuńAż mnie przed monitorem zapachniało tą ucztą...
OdpowiedzUsuńPięknie smakowo Wam wyszło skoro wszyscy zjedli i wszytsko :-)))
Żyją wszyscy - czyli nie otrułyśmy. Zwykle jak coś zostaje to sobie bierzemy do domu na jutro...A tym razem -nic , nawet ziarenka kaszy...A sernik był rzekłabym wylizany do ostatniej kruszynki....
OdpowiedzUsuńGratuluję, to miły sercu sukces! Ja właśnie wstałam od stołu - zjadłam barszcz ukraiński, za którym wszyscy przepadają.
OdpowiedzUsuńZ tym gotowaniem na 30 osób to tak jak prowadzeniem prac plastycznych z maluchami. Z jednym to znajdziesz w domu kokardkę, koralik, guziczek, itp. nawet pomożesz łapkom w wycinaniu, ale na 30 sztuk wszystko kupić i jeszcze musisz połowę sama za nie zrobić????
A tu potrzebna i jakość i ilość - najtrudniejsze zadanie.
Maradag gratuluję sernika!