Moja lista blogów

niedziela, listopada 23, 2014

Początki mojej emigracji

    Muszę odreagować  od dnia dzisiejszego. Dzisiejsze przecież zaczęło się prawie dwadzieścia lat temu..
  Moja kariera emigrantki zaczęła się w Niemczech.
Praca w szklarni to nie było to ,w ogóle nic nie było to.
U kurew (nie zmieniać , nie zwracać proszę uwagi  - kurew to kurew i tak ma być - jak mnie kiedyś najdzie wena to może napiszę o osobie,która ma imię i nazwisko,a nawet kilka nazwisk)wyczytałam ogłoszenie w niemieckiej prasie,że poszukują do pracy w hoteliku i restauracji. Poszłam i żeby było śmieszniej zostałam przyjęta. Nie znałam wtedy niemieckiego i naprawdę nie miałam pojęcia co mnie czeka.
W hoteliku było pięć pokoi w tym 3 podwójnie,dwie pojedynki ,prywatne mieszkanie szefowej.Była też spora restauracja,patio, i kręglarnia.
Dostałam pokoik nad kręglarnia i zaczęła się moja nowa praca.
Do moich obowiązków należało wysprzątanie pokoi hotelowych jeśli te były właśnie zajęte, wyszorowanie jedynej łazienki,  zrobienie śniadania gościom, i pomoc w kuchni. Gdybym przypadkiem miała czas to każde pięć minut było wykorzystywane na prasowanie. Po obiedzie miałam przerwę do 17-tej. Pracowałam w kuchni .restauracja była otwarta do ostatniego gościa ale kucharz kończył pracę o dziewiątej. Do jedenastej mniej więcej  pucowałam kuchnię i szłam do swojego pokoju spać. Trzy razy w tygodniu przychodzili kręglarze i nie dosyć ,że jedli i pili to jeszcze na dobitkę grali w te kręgle. Nawet jak udało mi się   wcześniej skończyć to te kręgle nie dawały spać - łubudu,łubudu kula ,kręgle się przewracały,mój pokoik cały chodził i do tego wrzaski zawodników...wrr...
Postanowiłam tam wytrzymać trzy miesiące i szybciutko wracać do Polski...
 W tzw. międzyczasie przechodziłam szybki kurs niemieckiego (tzn,słownik, na migi ,koncentracja co ona ode mnie chce czy on - szefem kuchni był syn szefowej) no byłam od wszystkiego ,za całkiem niezłe pieniądze ale na czarno rzecz jasna...
Pracowała tam jeszcze jedna Polka z niemieckimi papierami - sprzątała restauracje i kręgielnie. Czasem służyła mi za tłumacza. Otrzymałam polecenie obrania kolorabi. Pytam się Danuty co to jest to kolorabi a ona rozbrajająco - no nie wiesz - brukselka...Przeszukałam wszystkie pomieszczenia,piwnice,cała kuchnię zachodząc w głowę skąd oni mają w czerwcu świeżą brukselkę ale doszłam do wniosku ,że na zachodzie to wszystko możliwe jest.Nie znalazłam. Szefowa pyta sie,gdzie to obrane kolorabi ,ja bezradnie rozkładam ręce  a ona mi pokazuje cztery dorodne kalarepy.. Tłumaczkę miałam też bardzo dobrą. Najgorsze ,że to ona ciągle była ta najlepsza, ja byłam za wolna,spałam przy obieraniu pietruszki i w ogóle byłam be...Czasami było  :Renia zrób to i tamto np, popraw błysk w bufecie bo Danuta zapomniała...Nie było ,że żle zrobiła ,było ,że zapomniała albo nie zdążyła. Wkurzało mnie to niemożliwie.
Trzy miesiące niebezpiecznie się przedłużały . Mój niemiecki robił postępy - coraz rzadziej potrzebowałam tłumacza a od kiedy była afera z Rollandem o  durszlak  twardo zabrałam się za naukę. Kazał mi szybko podać sib. Ja stoję i myślę co to sib  . Jak powiedział ,że po trzech miesiącach mogłabym już wiedzieć co to takiego  - jakimś cudem tę przemowę zrozumiałam  i pewne jest ,że do końca życia nie zapomnę co to takiego.
 Do tej pory restauracje znałam tylko ze strony konsumenta - nie miałam pojęcia jak wygląda praca w kuchni.
W kuchni nie jest miło ani przyjemnie. Tłuste gary,przygotowywanie  potraw,obieranie wiader ziemniaków (jestem już tak wprawna, że nie pytajcie)płukanie każdego listka sałaty pod zimną woda  - i to nie jednej główki a skrzynek, szarpanie jej,  itp. No i zmywanie ręczne garów - tak,tak ,była zmywarka ale po co się ma pomoc kuchenną  - trzeba jej płacić  ,zmywarka żre prąd to jest podwójny koszt więc Renatka szarpała się z talerzami ,sztućcami  ręcznie. ... a co..
   Byłam w  ustawicznym stresie. Czułam się jak analfabeta i drugi sort człowieka,byłam ustawicznie zmęczona i z 55 kilo zjechałam na ledwie 50-tkę pracując  w kuchni :))
  Do wielkiej awantury doszło pewnego pięknego dnia gdy Rolland kazał mi pokroić cebulę i w tym samym momencie szefowa kazała powiesić świeżo wyprane firanki w pokojach hotelowych. Miałam nóż w ręku ,postanowiłam uporać się z cebulą a potem szybciutko do firanek...Szefowa dość rozkazującym tonem ,że ona wydała polecenie i ja w tym momencie nie wytrzymałam ... wymachując  tym nożem zaczęłam coś krzyczeć na temat - kto tu jest właściwie szefem ,niech się zdecydują co ja mam robić itp.Po czym  rzuciłam ten nóż i cebulę ,poszłam na pięterko ,usiadłam w fotelu ,wypaliłam w spokoju papierosa  ,powiesiłam  te cholerne firanki , poszłam do siebie i zaczęłam się pakować . Jutro miałam zamiar wyjeżdżać  - czekałam tylko ,że zaraz wypłacą mi należność albo i nie  i karzą się wynosić...
Rano przychodzi Danuta do pracy a szefowa  za bufetem całkiem pijaniutka( o ,, potrafiła neżle pić) mówi do niej - Danuta - Renia do mnie mit messer ,mit messer  !!!
  Myślałam ,że już nie pracuję. Przy śniadaniu  obie szczerzyłyśmy do siebie zęby w fałszywym uśmiechu.  Okazało się ,że nikt jakoś nie ma zamiaru mnie zwolnić ani wyrzucać ani nic. Tyle ,że od tamtego czasu  grzeczniej się do mnie zwracano....i patrzono na ręce czy aby nie mam znowu w nich noża:))
 Nagłe  Danuta się rozchorowała , była w szpitalu ,miała operację ... i  moje akcję wzrosły . Było słodziutko Renia czy mogłabyś , Renia to czy tamto  .. Renia robiła pracę Danuty, swoją i przestało jakoś być ,że za wolno ,że śpię a było wręcz Renia tiu tiu ..
.Tyle , że za te same pieniądze co przedtem, za podwójną robotę...
Liczyć to oni umieli oj,umieli...Kiedyś nagle zepsuła się pralka. Przyszedł fachowiec, przeczyścił filtr,znalazł parę guziczków i mnóstwo innych farfocli ,Skasował pięćdziesiąt marek za usługę. Gdy z drugą pralką zrobiło się to samo ,ja odkręciłam filtr, przeczyściłam i otrzymałam dziękuję. No chociaż tyle:))
 Tęskniłam za swoimi, za kochasiem ,nie czułam się u siebie i w mojej głupiej głowie  powstał dziki plan ...Pilnie składałam pieniążki bo chciałam za słowami  Wałęsy wziąć sprawy  w swoje ręce.
Chciałam wracać do Polski , jeszcze tylko troszeczkę ,jeszcze tylko parę miesięcy ....
To był najgłupszy pomysł jaki w  życiu miałam...I co z tego wynikło napiszę innym razem.
 Jednak u moich pracodawców zdobyłam sobie dobrą opinię bo  właściwie to dzięki nim jestem teraz tutaj w Holandii. pod koniec mojej pracy u nich byłam traktowana jak domownik, było dobrze ale... na czarno (nie było jeszcze wtedy innych możliwości) i to wszystko było nie moje ,obce ,uwierało po bokach . Chciałam do Polski, do mojego dawnego życia....

9 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Podziwiam Ciebie, Reniu, bo ja bym tego z całą pewnością nie wytrzymała.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To była szkoła życia - wytrzymałam bo jednak pilnie się uczyłam nie tylko niemieckiego . Zauważyłam u tych Niemców u których pracowałam ,podejście do pracy (Ślązacy to znają) ,że np. jak czegoś żądają od
    pracownika to sami to dobrze umieją zrobić, wiedzą czego wymagać i co można wykonać ,samodyscyplinę i umiejętność liczenia Organizację pracy. Różne mało mi znane aspekty ..Naprawdę sporo się tam nauczyłam i wiele obserwacji poczyniłam . No i nauczyłam się gotowac a jakże....

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany, ja to czytam te emigranckie kawałki, jak najlepszą powieść!
    NASTĘPNY ROZDZIAŁ PROSZĘ!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry kryminał - czekam na dalsza część.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, tak czekamy na jeszcze ale te messery zostaw w spokoju:)))
    Tak wyglądają początki emigracji w większości przypadków jak sądzę i wytrzymują tylko twardziele.Niewielu jednak ma odwagę o tym opowiedzieć. Mam nadzieję, że dalej to już będzie tylko lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dalej jutro - dalej to ja wróciłam do Polski....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tam się dopiero zaczęło........ :(

      Usuń
  7. To rzeczywiście odwaga, albo głupota drażnić kogoś z nożem w ręce
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Antoni - ani głupota ani odwaga - atak histerii...I ja tym nożem tylko wymachiwałam ,absolutnie nie mając żadnych zabójczych celów. To było narzędzie ,które akurat miałam w ręku a służyło mi do wzmocnienia argumentów , wykrzykiwanych zresztą po polsku...

    OdpowiedzUsuń