Z różnych względów nastąpił u mnie bardzo trudny okres . Usiłowałam gdzieś pracować a nie za bardzo miałam jak albo gdzie. Podejmowałam się idiotycznych prac skąd mnie albo wyrzucali albo ja z różnych względów nie mogłam spełniać wymagań pracodawcy.
Było mi trudno osobiście a zawodowo do kitu. W tym czasie byłam magazynierem gdzie bez uprawnień wydawałam butle tlenowe (!).Byłam pracownikiem fabryki silników małej mocy he - taśma produkcyjna - wymysł szatana, rozlewałam piwo i setki i inne trunki w bufecie całkiem dobrej restauracji, tudzież hmm pracownikiem fabryki sadzy aż skończyłam na pomocy i opiekunki dwojga starych ludzi , chyba pochodzenia żydowskiego, przemiłych staruszków ....
Z tych fachów wykonywanych w owym czasie opisze dwa. Fabryka tych silniczków - jeszcze w budowie podobno na jakiejś japońskiej licencji. Hala ,w której dwie ściany były jeszcze z brezentu za to już stało pełno jazgoczących maszyn,taśma po której zasuwały elementy silnikowe a panie po obu stronach tejże wykonywały ruch: wzięcie elementu,umocowanie w takim wihajstrze stukniecie w zamocowany element dwa gwożdziki,stuknięcie w nie młoteczkiem,odłożenie na taśmę, podjęcie,stuknięcie odłożenie podjęcie ,puknięcie,odjęcie,podjęcie ,stuknięcie odjęcie ,pod,stuk,od pod ,stuk,od.... itd przez osiem godzin z trzema 15 - to minutowymi przerwami. Jak Japonia to Japonia. Taśma to nie dla mnie . Była jednak maszyna,która mi pasowała. Ponieważ jestem leworęczna to z wszelkimi narzędziami mam zwykle kłopot bo jakoś jest tak , że one dobrze sprawdzają się u praworęcznych...A ta maszyna była dwuręczna. Lewą ręką wkładałam detal w tej niciarce -tak się ta maszyna nazywała, obydwoma rękami przyciskałam dwa przyciski - byłam spokojna o moje paluszki ,nic się nie mogło stać - obie ręce były zajęte ,prawą ręka odkładałam na blachę.
Z tej pracy miałam jedną korzyść - wszystkie detale były umaczane w oliwie czystej a panie wiedzą jak to pięknie wpływa na paznokcie. Paznokcie miałam śliczne i .. wiśniowego koloru ,bo malowałyśmy je skrycie lakierem do silników..Manicure był nie do zdarcia. Hale fabryczne ,maszyny i taśma nie było dla mnie . Zdobyłam tylko umiejętności pracowania w tempie i to się nazywało monter silników małej mocy..Nie znosiłam jazgotu maszyn ,dyscypliny,sikania na szybko i jedzenia w biegu...
Następnym niezapomnianym doświadczeniem była fabryka sadzy. System czterozmianowy. Na hali stało siedem rzędów pieców po osiem w jednym rzędzie. W każdym piecu było nie wiem już ile palników po obu stronach - gazowych palników.Pod palnikami była rynna a pod piecami rura ssąca - chłonąca. temperatura była mniej więcej 35,40 stopni C. Co godzinę odzywał się dzwonek i wtedy kobiety rzucały się do rury i odsysały zebraną sadze z rynny. Tę rurę przeciągało się pod tymi wszystkimi piecami. Było na to 15 minut. Po tym czasie był znów dzwonek i odkurzacz przestawał działać.
Byłam ustawicznie brudna,sadza była tłusta i trudno zmywalna , włosy myłam codziennie,już nie mówiąc o długotrwałych kąpielach . Korzyść -trwały makijaż.A la Kleopatra albo inna Egipcjanka:)) Wytrzymałam tam cały miesiąc. Pewnego dnia zwyczajnie nie wstałam ,nie pojechałam i olałam. Pracę..Miałam 50 kilo jak tam poszłam ,47 po miesiącu. Nigdy mi się nie udało rury przeciągnąć pod wszystkimi piecami - była ona ciężka, i w ogóle. Dziwie się jednej znajomej pani do dzisiaj - ona tam przepracowała całe życie...Dla mnie ten miesiąc do dziś kojarzy się z ciemnością, kolorem czarnej sadzy i brakiem świeżego powietrza...Było to doświadczenie raczej należące do koszmarków. Jeszcze nie wiedziałam co mam przed sobą..
Reniu, to zaczyna brzmieć jak horror... Byłaś w piekle... To koszmarne wspomnienia, aż przykro pomyśleć, że ludzie tak pracowali. Toż to gorsze od kopalni węgla!
OdpowiedzUsuńNa pocieszenie została ci setka za barem.
Tia niekoniecznie.Za taką setuchnę trzeba było płacić ,niestety. W żadnej knajpie nic nie ma za darmo ...A ten temat jeszcze będzie...
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka wyjechała 21 lat temu do Niemiec. Opowiadała o podobnych różnych pracach. Jest schorowana i zmęczona. Aktualnie sprząta w 4 miejscach. Ledwo na zakrętach wyrabia. A w Polsce siedziała sobie w biurze, piła kawę i przewracała papiery. Ptasiego mleczka jej nie brakowało. Nikt jej w Polsce nie zwalnił z pracy, ani nie prześladował politycznie. To po kij było jechać do tych Niemiec? Od razu ją zapytałam. Za dorobkiem raczej nie, bo nawet własnego mieszkania nie ma, tylko takie przydzielone z "ADM".
OdpowiedzUsuńDo Polski ostatnio targała kożuch, żeby tutaj oddać do czyszczenia i suwak naprawić, bo - jak twierdzi - w Niemczech za drogo.
Pozdrawiam serdecznie.
PS. A kto skupuje sadzę? Ja mogę dostarczać :)))
Też pierwszy raz słyszę o "fabryce sadzy":)))
UsuńKoleżanka w Niemczech trafiła wg porzekadła "zamienił stryjek siekierkę na kijek":)))
Dziewczyny- pojęcia nie mam do czego ten zakład służył tak naprawdę.Pamiętajcie,że to Śląsk i tu bywają różne różności.Zakład był niedaleko kopalni ,były rożne chemiczne jak i wybuchowe zakłady. Widać do czegoś ta sadza była potrzebna. Może być i do wzbogacania tego najlepszego węgla z kopalni :"Gliwice" :))
OdpowiedzUsuńJa pomyślałam, że takie piekło za granicą miałaś, bo u nas innej pracy było do wyboru, do koloru i dla każdego.
UsuńA we względzie wyjazdów za granicę za pracą....Drogi ludzkie są różne bardzo..I myślenie różnych wyjazdowiczów ,motywacje i powody bardzo różne. I ten temat też poruszę w przyszłości. Nie zawsze jest tak,że zamienił stryjek siekierkę na kijek, Pozdrowienia..
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie zawsze. Niektórzy mają jak "pączki w maśle" - zresztą w Polsce podobnie. Są ludzie, którym nic nie wychodzi obojętnie gdzie by nie byli. Do wszystkiego potrzeba, oprócz pracy i chęci jeszcze trochę szczęścia. Nie każdy to dostaje od losu.
Usuń.................poważnie, nie wiecie do czego służy sadza ????.
OdpowiedzUsuńKażdy porządny kominiarz musi sadze mieć. Każdego dnia przed wyjściem do pracy się nią naciera aby porządnie wyglądać.
Reniu - dzięki za wspominki
Piotrze:D:D jesteś niemożliwy!
Usuńno - popatrzcie do głowy mi nie przyszło haha , że uszczęśliwiam kominiarzy ,hi,hi Ten zakład to był KOMAG chyba. Jakaś cżęść potężnego zakładu. Piotr pewnie wie. To był mój koszmar i naiwna sądziłam ze koniec koszmarów...
OdpowiedzUsuńW porównaniu z Twoją zawodową "droga przez mękę"moje niepowodzenia zawodowe i rozczarowania z tym związane, to pryszcz. Szczerze podziwiam, tym bardziej, że wynika iż jesteśmy prawie rówieśnicami(2 lata różnicy), a ja nie miałam pojęcia o tym, że były takie zakłady, że zatrudniano kobiety do takich prac. Pod kloszem chowana byłam.
OdpowiedzUsuń