Rok 1967. Ja mlodziutka licealistka z tzw. dobrego domu - i on, przystojniaczek z zupelnie innego srodowiska mi raczej malo znanego.
Pierwsze zauroczenie.
W koncu bylam pokoleniem hippisowskim ,odpryski docieraly do nas a jakze ,a ze buntowniczka wtedy bylam (cholera i chyba mi zostalo) no to sie buntowalam. Pierwszy chlopak i nie ten - nie wolno mi sie spotykac. Dyscyplina domowa okropna do tego stopnia ,ze na film do Gliwic do jedynego kina "Bajka" nie wolno mi bylo samej albo z kolezanka.A juz na pewno nie z kolega...
Szkola szkola a zycie zyciem - jako klasyczna buntowniczka ,buntowalam sie okrutnie, awantury domowe tylko sklanialy mnie do ucieczki w przyjemny azyl silnych meskich ramion.
No coz klasyka - skonczylo sie to fatalnie dla mnie - ciaza,. Nieplanowana,nie chciana ,mialam zupelnie inne plany ,wszystko tylko nie malzenstwo i,slub i dziecko.
Bylam niestety niepelnoletnia. Bylam zalezna od rodzicow i musialam sie sluchac a sprawca ciazy chcial sie zenic. No i co wyszla ja za maz.
Smutne i mysle ze nie za bardzo odpowiedzialne. ALe stalo sie. Dwa tygodnie po slubie, patrzac na mojego meza, postanowilam sobie w duchu - o nie - ja z nim zyc nie bede.
Czar minal i proz zycia okazala sie trudniejsza dla mnie.
O prowadzeniu domu nie mialam zielonego pojecia,w zyciu nie zrobilam prania,nie umialam gotowac,nigdy przedtem nie mylam okien bo ja bylam ponad to i nikt mnie nie mogl zmusic do zainteresowania sie takim prozaicznym zajeciem jak np.gotowanie.
A tu maz,ktory opowiada jak to jego babcia barszczyk ukrainski gotowala, ze nie ma to jak pierogi itp. A ja nic nie umie . On chcial miec pelen brzuch tylko jakos zapomnial ,ze na papu trzeba zarobic....
Malzenstwo trwalo 2 lata.
I wlasciwie ten pan figuruje u mnie jako ojciec mojego dziecka. I tyle. Poniewaz nie zyje nie chce mi sie wspominac tych dwoch lat i dwoch nastepnych gdzie zmagalam sie z nim ,z soba ,z odpowiedzialnoscia za dziecko z wlasna glupota i glupota jego.
Te lata przyplacilam ciezka depresja.
Nie umialam sie odnalezc w tym swiecie ,gdzie tylko ode mnie wymagano i zarzuty stawiano,ze nie jestem taka jak powinnam byc - czyli nie jestem bogata,nie jesttem dobra gospodyni, dobra matka,dobra kobieta, mam pysk, wysokie wymagania (no jak mozna ojca rodziny wysylac do pracy) i skapa bo nie chce na wino dac....
Po latach ,gdy emocje opadly ,kazde z nas mialo swoje zycie, on juz nie byl obciazony obowiazkiem alimentacyjnym nawet nasze relacje sie poprawily - sporadycznie utrzymywalismy kontakt. Nawet udalo nam sie zaprzyjaznic...
Pewnego dnia spotykam w Gliwicach Kota (o Kocie bedzie pozniej) ,ktory mowi,ze spotkal sie kiedys z MOJA WIELKA MILOSCIA , ktory go to poinformowal ,ze moj eks maz nie zyje.
Wiec ide ja na miejsce zamieszkania mojego eks celem przeprowadzenia jakiegos wywiadu. Rozmawiam wlasnie z jego jakimis sasiadami ,kiedy ktos stuka mnie w ramie -
co tu robisz - pyta sie moj niezyjacy eks maz.
No coz -zycie jest pelne niespodzianek. Zyl jeszcze dwa lata. Rak prostaty .
Czyli - jestem rozwiedziona wdowa.
Teraz w moich wspomnieniach jest mlody ,przystojny chlopak ,ktory pewnie mial swoje marzenia - zupelnie inne od moich. Los nas zetknal ze soba, on dal mi moja core .Wiem ,ze ja kochal lecz nie umial byc ojcem ani mezem. To wszystko stalo sie za szybko,bylismy za mlodzi.
Gdyby nie te sluby to pierwsze zauroczenie pewnie by przeszlo jak wszystkie inne zauroczenia z mlodosci. No coz -takie byly czasy i takie byly realia.
Teraz ojca mego dziecka wspominam cieplo. Przynajmniej chce tak. Staram sie pamietac te pierwsze uniesienia, nasza podroz poslubna hehe, do kina "Bajka" na " Zolta lodz podwodna" - a tak. Jego pierwszy garnitur i moja sukienke slubna - za kare z zerowki niebieska a jakze...Uszyta przez mame w/g jakiejs "Burdy"
Staram sie pamietac te jego szalona radosc z narodzenia dziecka. Takie smieszne rzeczy ,ze on lepiej umial kaszke dla dziecka ugotowac niz ja bo mnie sie zawsze przypalalo...
Ze kapal mala z calym zaangazowaniem.
I pomimo ,ze miedzy nami bylo strasznie chyba do konca zycia mnie lubil.
Nam nie wyszlo - bylismy jeszcze faktycznie dziecmi,ktore zabraly sie za dorosle zycie.
Stalo sie jak sie stalo. Poniewaz jest ojcem mojego jedynego dziecka dlatego tylko istnieje w moich wspomnieniach .
Tylko dlatego.
Po tym doswiadczeniu zyciowym, przysieglam sobie,ze nigdy nie wyjde za maz juz wiecej, zaden mezczyzna nie bedzie mi nic dyktowal ani mowil mi co ja mam robic. Nie dam sie upupic . Rogata dusza we mnie zostala ,widac jestem urodzona feministka. Milosc i seks to inna sprawa ...
A milosci byly a byly.....
Słodko-gorzkie to wspomnienia. Słodyczą jest na pewno córka i słusznie postępujesz zostawiając w pamięci tylko te dobre chwile Waszego życia.
OdpowiedzUsuńNie czuję też w Tobie goryczy tylko spokojne pogodzenie z losem.
Czas na dojrzałą miłość przyszedł później, jak się domyślam.
Wiesz Bet musialam jakas chronologie zatrzymac ...Teraz sie dopiero zacznie hi,hi....
OdpowiedzUsuńOczywiście, że chronologia jest konieczna. Nie mogę się doczekać tego co teraz nastąpi:))))
UsuńTaka chronologia zbyt szybko uczy dziewczyne doroslosci! Mimo tylu cieplych slow przewijajacych sie w tresci, ogromnie mi zrobilo sie Ciebie zal bo rozumiem wszystko o czym piszesz.Moje doswiadczenia byly tylko troche inne ale przyspozyly mi rowniez bolu i rozpaczy.
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNo, to ciężką szkołę życia przeszłaś, choć dość lekko o tym piszesz.
Pozdrawiam serdecznie.
Chyba większość kobiet, bez względu na to jak były same traktowane przez swoich eks, gdy są oni ojcami naszych dzieci, to zachowujemy dla nich niewielka dozę sympatii.
OdpowiedzUsuń