Moja lista blogów

czwartek, czerwca 20, 2013

Wrocilam i...

                       Wrocilam z Polski. Tym razem tak mi sie poukladalo , ze musialam pojezdzic troszke po Slasku . Zahaczylam rowniez o Czestochowe hi,hi. Bylam zmuszona jezdzic kolejami jak rowniez autobusami.
   Jesli chodzi o autobusy  - nie mam wiekszych zastrzezen. Pojazdy w miare nowoczesne tylko  z cenami bym podyskutowala. Bo zastanawia mnie dlaczego bilet z Tychow do Gliwic kosztuje tyle samo  co w Gliwickim miejskim autobusie przejechanie 2 przystankow. Kto to liczy i dlaczego tak - jestem ciekawa. No ale przynajmniej nie pytaja sie o lata jak sprzedaja bilet ulgowy.
Bo z kolei jesli chodzi o koleje to  mam smieszne doswiadczenia. W Tychach lodowisko jest przystanek ale nie ma kasy. Jest za to automat. W automacie moge sobie wykupic bilet i wszystko gra i buczy. Automat nie przewiduje opcji ulgowej z czym moge sie pogodzic.
 Z tegoz przystanku dojechalam do Sosnowca.  W Sosnowcu zalatwilam co mialam zalatwic i postanowilam zaraz sobie pojechac do Gliwic.
Dworzec w Sosnowcu  na oko wygladal jako tako. Na oko.
Najpierw nie moglam znalezc jakiegos rozkladu jazdy. Postanowilam znalezc kase .
Znalazlam fryzjera ,cefeterie,ksero, rozne cuda niewidy, posluchalam 2 dworcowych spiewakow i w koncu zniecierpliwiona krzyknelam glosno na caly regulator -gdzie do cholery na tym dworcu sa jakies kasy - i mlody czlowiek zaprowadzil mnie na tyly jakies ,za pieczywem i fryzjerem w zakamarku miescila sie kasa.Odbylam nastepujaca wesola rozmowe z pania kasjerka.:
  - zycze sobie bilet na najblizszy pociag do Gliwic -
_na jakie koleje ,bo my sprzedajemy tylko na slaskie,  na inne w innej kasie .
  zbulwersowana i przerazona,ze za chwile bede musiala udac sie na poszukiwania innej kasy zdecydowalam sie na koleje slaskie:))
 - ulgowy czy normalny pyta sie pani. Jestem posiadaczem legitymacji emeryta wiec grzecznie sie pytam czy ulgowy obejmuje rowniez emerytow a pani do mnie
 alez oczywiscie, a ma pani 65 lat?
- no jeszcze nie
- to caly bilet bo my ulgowe sprzedajemy tylko od 65 lat.
  A wiec konkluzja moja - prawo ustanawiaja w Polsce wszyscy. Emeryt ma prawo do tego czy innego ale  kazda spolka moze sobie wewnetrzne regulacje robic jak sie jej podoba.
 W Sosnowcu tylko sie urodzilam .Nie znam tego miasta ,nigdy go nie lubilam  i pewnie nigdy nie polubie.
Postanowilam jak najszybciej wyniesc sie z tego miasta obojetnie jakim pociagiem a przyjechal wlasnie pospieszny nie z kolei slaskich. Zakladalam,ze panowie kolejarze mnie zjedza w pociagu jak odkryja ,ze nie mam wlasciwego biletu,wiec wsiadlam, zaanonsowalam panu,ze mam bilet niewlasciwy ,pan powiedzial,ze zaraz do mnie przyjdzie  i nie przyszedl az do samych Gliwic. Pewnie kolejarz byl nie z Sosnowca albo mu sie nie chcialo uzerac z wsciekla baba.
I tylko z Sosnowca zostal mi niesmak i rozczarowanie. Byla jedna stara uliczka w centrum Sosnowca - Modrzejowska, gdzie bylo pelno malych sklepikow  i smiesznych kamienic pozydowskich. Miala swoj urok. Teraz juz jej nie ma. To co zostalo ze starej Modrzejowskiej  wola o pomste do nieba moim zdaniem. Ale to pryszcz - to nie moje miasto i niech sie sosnowiczanie martwia.
W Gliwicach szybko przesiadlam sie na autobus do Pyskowic. Ladnie w Pyskowicach. Podoba mi sie. Stare bloki  na nowym osiedlu (a tak) obrosly drzewami ,jest zielono . Pociag juz nie staje w szczerym polu na stacji hi,hi Pyskowice miasto. Dzikie pole za mojej pamieci zaroslo calkiem przyjemnymi blokami - zadne wiezowce czy mrowkowce tylko takie sobie niewielkie . W tle zarysowala sie dzielnica malych domkow .
Calkiem fajne miasteczko.
To tyle o kolejach. Wjezdza na tapete NFZ.w Tychach. Dla mojej mamy musze na kazdy rok cos zalatwic  - papierek,ktory jest wazny na rok. Papierek konczyl waznosc w lipcu .Ide do pani i prosze o podbicie na kolejny rok juz teraz bo mnie w lipcu nie bedzie i znowu bede miala problem zdalnie to zalatwic.Pani mi powiedziala,ze w zadnym wypadku,ze nawet sobie  by tego nie zrobila. Wsciekla poszlam sobie .Za tydzien ide do tego NFZ wykupic specyfik na podstawie tegoz papierka. Specyfik byl wypisany na 3 miesiace. Pani mi mowi,ze moze mi wydac tylko na dwa miesiace chyba,ze podbije papierek.Przedluze . Na moje diktum, ze uslowalam to zrobic pani mi powiedziala - niech pani idzie jeszcze raz dzis tam jest pani Mariolka ,nie bedzie problemow.
 Czyli da sie. Czyli zalatwienie waznej dla mnie sprawy uzaleznione jest od serca i zrozumienia  pani urzedniczki. Tym bardziej ,ze to nie zaden lek drogi ani nic z tych rzeczy. Zwyczajne podkladki higieniczne. Tyle ,ze przeznaczonoe dla ludzi chorych i starych..Juz nie mowie ile sie musialam nalatac,zeby zalatwic  te rzeczy - od doktora do NFZ do doktora i na koncu do sklepu - zwariowac mozna.
O NFZ na dzis spokoj sobie dam bo mi sie watroba przewraca.
 Sady - konkretnie sad w Tychach. Po tych wszystkich podrozach ,skompletowalam wszystkie wymagane papiery i postanowilam wreszcie uregulowac sprawe spadkowa. Niby wszystko sprawnie - papierki ,gotowy druk do wypelnienia, okazalo sie,ze w budynku nie ma kserokopiarki  a kazdy hehe spadkobierca musi osobne podanie i kopie dokumentow - jak nas bylo troje to musialam miec oryginal i 3 kopie .Podanie musialam pisac czterokrotnie jak chcialam miec potwierdzenie ,ze kopie sa zgodne z oryginalem. Musialam sie udac najpierw na poszukiwanie kserokopiarki a pozniej wykupic znaczek za 50 zl. I w kasie sadowej juz mnie trafil szlak. Okazalo sie,ze w kasie nie moge zaplacic karta ,musze gotowka. Znowu poszukiwania bankomatu ,powrot do kasy i zadam w takim razie pokwitowania a pani mi na to,ze ten znaczek to jest pokwitowanie i ona mi nic nie bedzie wypisywac.  Ja mowie,ze znaczek musze nalepic na podanie i oddac w biurze podawczym a sama nie mam nic a byc moze bedzie mi potrzebne .Doczekalam sie wzruszenia ramion. No to stwierdzilam,ze pracujecie tutaj jakbysmy byli w 19 wieku ,na to security mi wyjasnil,ze budynek byl wybudowany w 20-tym wieku. Budynek byc moze - mentalnie urzad sadowniczy jest nie wiem gdzie - na pewno  nie w 21 wieku.
  Jedyne co mi sie podobalo to wizyta nad zalewem porajskim na Warcie. Odwiedzilam miejsce gdzie spedzalam wakacje niegdys.  I tylko mi szkoda ,ze starego domu babci juz nie ma  - tego z piecem chlebowym . Duzo bym dala za to zeby to jeszcze stalo bo to piekne  moje i moich kuzynow wspomnienia. No coz- ale i tak pieknie tam jest. Moze dlatego ,ze opromienione dobrymi wspomnieniami.
O polskiej TV nie bede opowiadac - sami wiecie. O dyskusjach  w tv roznych politykow tez nie  chociaz - mozna porownac do pyskowek na jarmarku .Wydaje mi sie,ze kobiety ze straganow sa znacznie inteligentniejsze.Te ich pyskowki sa o niebo zabawniejsze.  Politykow tylko tragiczne.
  Wrocilam do Holandii  i poczulam sie znowu na swoim miejscu. Uczucie de javue mija powoli.
 Polska pieknieje - fakt. Jestem z tego dmuna. Ale - czuje sie jak emigrant polityczny. W takim katolandzie nie chce zyc. Strach sie bac -  nie wroce do Polski za zadne skarby .Przeciez nie bede reszty zycia sie bac ,ze byc moze mnie ktos ukamieniuje bo jestem niewierzaca osoba a koscioly odwiedzam tylko  wtedy,gdy jestem na wycieczce jakiejs i w programie jest wizyta w jakiejs historycznej boznicy.Albo architektonicznym cudzie.  A tak normalnie to omijam koscioly szerokim lukiem....

9 komentarzy:

  1. Dla zdrowia psychicznego lepiej juz siedz tam w Holandii. Faktycznie za duzy przeskok cywilizacyjny. Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem! Jednak chyba od czasu do czasu warto odwiedzić kraj rodzinny. Inaczej można na starość zgłupieć jak część poloni amerykańskiej, która mentalnie zatrzymała się na powstaniu styczniowym.
    Potem oczywiście jak jeden mąż głosują na rewolucjonistę Jarosława Zbawiciela.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie napisalam Leszku ,ze nie bede sledzic co sie w Polsce dzieje i jak widzisz jezdze czesto do Polski. Na pewno na powstaniu styczniowym sie mentalnie nie zatrzymam.
    Od lat nie glosuje chociaz mam prawo jak najbardziej.Za to mam swoje sympatie .Jarus Zbawiciel do nich nie nalezy. Nie glosuje bo jednak nie mieszkam w kraju i nie uwazam, zebym miala prawo zabierac glos w wyborach polakow. Wszelkie zmiany przeciez beda dotyczyc krajanow w kraju nie mnie. No chyba ,ze przypadkiem sie nawroce i poczuje sie zmuszona do wyborow jak tylko ja poczuje sie zagrozona. A parcie na szklo instytucji kosciola mnie bardzo bulwersuje. Chyba najbardziej. Nie dlatego ,ze jestem ateistka tylko o ile mi wiadomo - mamy zapisane w konstytucji rozdzial kosciola itp.Naprawde - widze wiele rzeczy pozytywnych ale troszke sie teraz boje - moze byc niedobrze...

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, Reno, jakże różne Polski mamy. Niedawno podróżowałam PKP przez pół Polski i byłam zachwycona. Sprawnie, czysto i punktualnie.
    Strasznie duże są różnice pomiędzy regionami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bet, a ja tak sobie myślę, że sprawność i czystość nie jest do zachwycania. Toż to najnormalniejsza normalność być powinna :)))

      Usuń
  5. bet - jesli chodzi o te koleje slaskie to nie mam zastrzezen co do komfortu.Czyste,nowoczesne wagoniki - tu wszystko jest ok.Tyle,ze do szalu mnie doprowadza ilosc spolek kolejowych ,nie znam sie na tym i ciagle mam jakies niespodzianki - a to nie wsiade do tego pociagu,na ktory mam wykupiony bilet albo kasy nie moge znalezc a juz co do biletow ulgowych dla emerytow hmm to nie wiem co to jest wlasciwie. Na slasku komfort podrozy sie poprawia mysle ale organizacja i walki wewnetrzne na kolei ,roznorodnosc kas i przepisow doprowadza mnie do szalu - czuje sie niepotrzebna,wyrzucona za nawias zycia ,zagubiona w tej mgle chaosu,spolek,przeroznych hmm objawow towarzyszacych.Wiem ,ze byc moze Slazacy znaja sie lepiej na tym co sie dzieje z koleja bo tam sa i codziennie dojezdzaja do pracy. Dla mnie to byl koszmar,szczegolnie w tym Sosnowcu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Klik dobry:)
    Z tego, co czytam wynika, że wiele zależy od przeciętnych ludzi. Społeczeństwo psioczy na rząd,a tymczasem samo sobie nawzajem utrudnia życie.

    O kolejach polskich wiem obecnie tylko tyle, że nie da się wsiąść z walizką bez strachu w oczach i drżenia nóg do pociągu ponad czeluścią między peronem a schodami wagonu. Więc nie wsiadam i nie jeżdżę.

    W NFZ sprawę załatwiłam szybko, łatwo i przyjemnie. Obsłużył mnie znudzony pan - znudzony z powodu braku innych interesantów - powiedział mi, że od rana nikogo u niego było. Pan urzędował w 2 super nowoczesnych i komfortowych wnętrzach. Byłam zadowolona,ale zastanowiło mnie, ile kosztuje mnie utrzymanie tego pana, który w pracy przez pół dnia nie ma co robić. A może i całe dnie. Tego akurat nie wiem.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. alEllu - jesli chodzi o NFZ to swoje przeszlam. Nie moge powiedziec zeby pracownicy byli nieuprzejmi albo cos - nie co to to nie - ale gorze przepisow i roznych diabli nie wiem co to czlowiek sie gubi i od czasu do czasu czerwone punkciki miigaja przed oczyma. Tym bardziej ,ze Tychy sa rolegle i ich nie znnam a w upale musialam biegac od instytucji do instytucji - od jednego biura do drugiego bez zrozumienia ze strony tejze. Naprawde dopiero wysiady mi nerwy glupim sadzie, gdzie po prostu poczulam sie okropnie. A chcialam tylko zlozyc podanie... A musialam szukac ksero, szukac bankomatu albo jakiegos banku - bylo to ponizajace. Tym bardziej, ze bylam w budynku ,ktory podobno prezentuje prawo wrrr...
    Serdecznie pozdrawiam. I masz racje - w/g mnie sami sobie utrudniamy zycie.

    OdpowiedzUsuń
  8. No i proszę jaka fajna notka. Gdybys siedziała w domu to o czym bys pisała ?.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń