Moja lista blogów

piątek, kwietnia 26, 2013

Baltazar

Baltazar to kot , ktory figuruje na zdjeciu w moim profilu.  Baltazar tez nalezy do mojego bylego zycia niestety.
Historia zaczela sie smiesznie - jeszcze gdy mieszkalam na Reewoude w srodku parku De Mainweg w malutkim bungalowie. W ogrodzie stal karawan - tak sie tu nazywa kamping na kolkach. Zagladam tam kiedys a tam lezy malutki czarny kotek. Moj eks zadarl kotkowi ogonek i stwierdzil ,ze to piekny kocurek bedzie...
-  no, kocurka mozesz sobie zatrzymac - stwierdzil moj eks  a ja na to jak na lato bo lubie koty. Kocurek otrzymal imie - Baltazar.
Dostalismy mieszkanie no i zainstalowalismy sie w Herkenbosch (Reewoude tez nalezy do Herkenbosch ,tyle, ze jest to bungalow plac w srodku lasu)
To  byly nasze poczatki i od razu dorobilismy sie kociego dziecka :))
Kocurek sobie rosl, i gdzie po pol roku zaczal podejrzanie grubiec. Az bomba pekla,  Baltazar byl ona i w dodatku juz byla kotna.! Pokochalysmy sie sie bardzo. Baltazar towarzyszyla mi  przy kazdej pracy domowej. Prasowala ze mna pilnie obserwujac czy dobrze operuje zelazkiem. Myla ze mna okna. Zwykle jak umylam swiezutko okno wskakiwala na parapet i "poprawiala"niedociagniecia mazac lapkami szybe.
   Najbardziej reprezentacyjne okno  od salonu bylo zawsze upiekszone przez Baltazar. Drzwi szklane od kuchni i okno od jadalni bylo tez pomazane bo Baltazar byl wolny kot i mogla sobie chodzic gdzie chciala i kiedy chciala. a jak wracala ze swoich wycieczek zwyczajnie drapala sie po oknie .
  Zawsze wczesnie wiedziala ,kiedy wracam do domu .Pan opalal sie w ogrodzie,kot spokojnie lezal pod lezakiem i nagle  juz leci do furtki. Dopiero za 10 minut dal sie slyszec warkot Jorgusia a ona juz wiedziala ,ze jade...
Jak wracalam rowerem zawsze widzialam ja w oknie i jak mnie zobaczyla to tak smiesznie mnie witala ruszajac lebkiem i strzygac uszami.
 Spala mi w nogach, ogladala ze mna  telewizje siadajac bezposrednio przed telewizorem . Mialam dla niej specjalny koszyk , specjalne poduszki. zabaweczki kocie, ktorymi sie nie  bawila.
 Kiedys mialam jakis gosci, Baltazar siedziala mi z tylu za mna. Przy stole rozmawialismy i nagle patrze  a kolezanka zanosi sie od smiechu. Na talerzach lezaly jakies parowki  ,ja zajeta dyskusja w wielu jezykach nie zwracalam specjalnej uwagi na to co sie wokol mnie dzieje a tu nagle wysuwa sie zza moich plecow czarna lapka i podbiera mi  jedzonko.
 Baltazar byl kotka wspaniala no ale kotka - co pare miesiecy mialam przychowek. Tez czarny najczesciej...W Lindersie ciagle moje ogloszenia wisialy ,ze wydam kota  - po kotki gospodarze mi przychodzili ale kocurki zostawaly. Z kocurkami jest tak ,ze one sobie po jakims czasie same miejsce do zycia znajduja. I dwa takie czarnuchy byly, byly - karmilam te kocia rodzinke ,mialy spanie w garazu i miejsce do zycia. Az pewnego razu jeden przestal przychodzic .. Za jakis czas drugi glosnym miaukiem powiedzial dowidzenia i tez poszedl sobie. Postanowilam  Baltazar wysterylizowac - doszlam do wniosku, ze mama byla juz wystarczajaco duzo razy .. Zawiozlam do weterynarza - za jakis czas  weterynarz mi dzwoni,ze wlasnie ja otworzyli i jest kotna - co on ma z tym zrobic! Wiec z ta aborcja widac nie tak prosto w Holandii:))
 Baltazar byla wspaniala kotka. W zasadzie byla grzeczna. Byly czasy ,ze nawet na spacer z nami chodzila. Kiedys moj eks zostal sobie w sztamp knajpie , gral w cos tam a mnie sie to znudzilo ,wiec poszlam do domu.  Okazalo sie ,ze zapomnialam ze soba moich kluczy, wiec czekam kiedy wreszcie pan i wladca  wroci i to jakos dlugo trwalo. Wiec poszlam przez cale Herkenbosch z powrotem  i Baltazar ze mna. Zatrzymala sie przed knajpa,ja weszlam do srodka ,usiadlam  a tu nagle slysze - a czyj to kot tu trzyma warte pod drzwiami .Patrze a Baltazar wkracza dumnie do knajpy i z zadartym ogonem prosto do mnie z glosnym miaukiem - beze mnie to  ty piwa pic nie bedziesz!
Byla tez niezwykle lowna i w darze bardzo czesto przynosila mi zywa mysz. Puszczala wolno  i obserwowala czy JA aby prawidlowo lowie te mysz .Jej zyciowym wyczynem bylo wytluczenie calkowite calej kroliczej rodziny - mame,tate i trojke dzieci. Wszystko to przyniosla do domu i pochowala za doniczkami i w zakamarkach za meblami. Chodzila i miauczala az w koncu zaczelam sprawdzac  - bylam w szoku.  Mam tylko nadzieje, ze to byly dzikie kroliki a nie czyjes.
Niestety - wyprowadzajac sie nie moglam jej zabrac ze soba. I najbardziej mnie to boli .
  Dostalam mieszkanie na drugim  pietrze, pracowalam wtedy, nie bylo mnie w domu po kilkanascie godzin dziennie a Baltazar byla wolnym kotem. Nie moglam jej zamknac na 50 m2   i skazac na kompletna samotnosc.
Zostala tam na wsi i tylko mam nadzieje, ze on dba  rownie dobrze o nia jak ja....kiedys.

5 komentarzy:

  1. Och, jaka śliczna kocia opowieść. Jesteś, Reno, prawdziwą "kocią mamą".
    Ja, za kotami nie przepadam, ale wzruszają mnie takie historie. Baltazar na pewno pamięta o tobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klik dobry:)

    Bardzo przyjemna opowieść o Baltazar.

    Ja w zasadzie kotów nie toleruję w domu, bo wszędzie wsadzają wąsy i łapy, chodzą po stole i buszują po garnkach w kuchni. Jedna z moich znajomych zgoniła kota ze stolniczki, na którą wlazł wprost z podwórka i usiadł, po czym na niej zaczęła kroić owoce dla wnuczki na sałatkę owocową. Fuj!
    Natomiast na wnuczkę nakrzyczała, że capnęła kęsek z tej stolnicy nie umywszy rąk. No tak, łapy i tyłek koci to co innego, hi, hi...

    Podarunki w postaci podduszonych myszy, królików i zabitych ptaków nie przeżyłabym.

    Też nie uznaję zamykania zwierząt w mieszkaniach w bloku po kilkanaście godzin na dobę w samotności. A najdziwniejsze w tym, że właściciel ma się zwykle za wielkiego miłośnika zwierzęcia.

    Są też tacy, co trzymają kota na balkonie albo w piwnicy podczas swojej nieobecności, żeby w domu nie sikał. W ten sposób swoją "miłością" dzielą się ze współmieszkańcami, którzy nie wytrzymują od smrodu.

    Na pewno Baltazarowi jest dobrze na wsi i słusznie, że nie wzięłaś go do więzienia w bloku. To się nazywa prawdziwa miłośniczka kotów, kochająca zwierzątko rozumnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, że sam dostałem ochotę opisac zywot mojej Baski i Świrusa tzn. kotki i kotka.
    U*ważam koty za o wiele madrzejrze od np. psów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie charakterne;) Jak nie ma dostępu do swojego "WC" to nie będzie za długo prosić i wstrzymywać się, jak pies, tylko narobi do szafy, albo na wycieraczkę sąsiadki.

      Usuń
  4. Wlasnie -koty nie sa niewolniczo zalezne.Maja charakter.I to w nich cenie.A z jaka gracja poruszaja sie po szafkch i kredensach - moge godzinami obserwowac.Pieski tez lubie lecz kot w domu to mniej obowiazkow - bo wbrew wszystkiemu - bardzo czysrte zwierzatka to sa. jak sie odpowiednio dba o WC to nie narobia do szafy - chociaz hi,hi jak kogos nie lubia.. albo ktos zajmuje im przestrzen zyciowa, ktora w ich mniemaniu do nich nalezy i kropka to nie ma zmiluj sie - podleja co trzeba .Jakos z moimi kotami nie mialam problemow - zaznaczam,ze mieszkalam wtedy na wsi.Baltazar chowalam od malego i dlatego tak jakos mi teskno...

    OdpowiedzUsuń