Moja lista blogów

niedziela, stycznia 27, 2013

Przyjecia w Holandii

                           Zaczne moze od tego ze Holendrzy,przynajmniej ci  w okolicach mojego rocznika to przewaznie rolnicy majacy bardzo wiele rodzenstwa.To bardzo duze rodziny.Moj eks posiada osmioro rodzenstwa - 4 siostry i tylez braci.Poza tym pochodzi z dlugowiecznej rodziny - mama jego gdy zmarla miala 92 lata.Wiec zaczelam chodzic na rozne urodziny. I rocznice rozne.W zyciu nie mialam tak wielkiej rodziny  i musialam sie szybko przestawic na ich tok myslenia.
Bylam na kilku weselach.Urodziny tesciowej najbardziej mi sie wbily w pamiec.Ja myslac po polsku,zeby podkreslic waznosc tej imprezy i wypasc dobrze jako tako  zakupilam garsonke z dluga spodnica (wtedy jeszcze  sie chodzilo w dlugich kieckach)szpileczki i jedziemy.W domu sie nie przejadalam bo jade na przyjecie.Przeciez.Zajechalismy  .Najpierw zdziwienie okrutne - bylam jedyna w sukience.Z miejsca poczulam sie nie na miejscu.Wszystkie panie lacznie z tesciowa byly mniej wiecej na sportowo i w spodniach.I adidasy.Panowie rowniez w strojach lekko swobodnych.
Na powitanie dostalam cienka kawe i limburskie ciasto z wisniami .Troche mnie to na poczatek zmulilo  no ale dobrze.Gdy sie juz wszyscy zjechali, poskladali zyczenia podawali kwiatki i b.drobne upominki zjedli to ciasto,wypili kawe wszystko w auta i na bulling.W zyciu nie gralam w kregle juz nie  mowiac o tym bullingu tzn.taka wielka kule sie rzuca z 3 dziurami na palce.
Nie bralam udzialu w tej zabawie ,pilnie tylko sekundowalam tesciowej ,ktora grala...Przeciez nie bede latac w dlugiej kiecce po torze tym bardziej ,ze zadne gry zrecznosciowe u mnie nie wchodza w rachube.Potworzyly sie grupy  - rzecz jasna  moj eks musial byc w grupie wygranej - jest graczem., ktory nie znosi porazek..
Po grze, paru piwkach wjechaly na stol rozne przekaski - sery oczywiscie,roznorakie,roznej wielkosci maciupkie suche chlebki  no i te tfu balletje.Kulki pseudo miesne smazone w glabokim oleju.Rozne kuleczki orzeszki do podgryzania.
Pojechalam na to przyjecie lekko glodnawa a wrocilam do domu bardzo glodna.Moje smaki jeszcze sie nie przystosowaly do smakow  holenderskich....Oprocz serow nie znajdowalam tam nic do zjedzenia.Moze tylko coctail owocowy jako dodatek do tfu  bolletje.
Bylam rowniez na weselu.A jakze - slub koscielny ,potem wesele w wynajetej sali .Do zjedzenia byly buleczki z serem i z szynka,ciasto ,bolletje,jakis pasztet no i toast.Sery.wsio.Do picia piwo i wino.Na innym weselu robionym w domu byly salatki ,bolletje i papierowe talerze.Para mlodych zebrala potem papierowy obrus wraz z talerzami i na smietnik.Sprawa z glowy.
Na srednim przyjeciu np.urodzinowym podawane jest obowiazkowe kilka rodzajow ciast do wyboru na dzien dobry,kawa, potem wjezdzaja na stol  sery ,rozne kuleczki i ew.salatki majonezowe kupione w linders czy plusie.Nawet z opakowania nie wyjete.Te salatki sa dosc dobre tylko ten smak slodko kwasny dla wszystkich rodzajow robi to ,ze wszystkie smakuja tak samo obojetnie czy to kartoflana,jajeczna,ogorkowa czy z krabami czy bez..
Co do prezentow - z moich doswiadczen wynika,ze drobiazgi sie kupuje do 20 eu  albo nic tylko  piekny bukiet.Kwiatow.Przyjecie polega nie na jedzeniu a na przebywaniu ze soba.To co na stole to jest mniejsza sprawa.Nie wiem czy tak jest wszedzie - tam gdzie ja bywalam bylo tak jak opisuje.
Wazne sa okragle rocznice a wiec 50-tka, i 0d 80 wzwyz celebruje sie urodzny.
Na 50-tce stawia sie przed domem w zaleznosci op plci delkwenta  kukle baby albo chlopa.Objasnia sie calemu swiatu ze tu wlasnie Abraham albo Saara  swietuje dekorujac odpowiednio okna .
Raz bylam na takiej 50-tce gdzie myslalam,ze juz nie dotre do konca przyjecia.Bylo  ono na stojaco przy wysokich barowych stolikach.Wtedy podano danie na goraco ,rozne goloneczka i wtedy  nie wyszlam z przyjecia glodna za to z opuchnietymi nogami bo ilez mozna stac.....
Bardzo szybko podlapalam system urzadzania przyjec.Zamiast wygotowywac rozne roznosci robilam   deske z serami,przyozdabialam to winogronami,robilam 2 rodzaje salatek - jajeczna i nasza polska jarzynowa ,ktora byla przebojem i wszyscy wszystko zjadali.Na moja 50-tke wysililam sie na zupe gulaszowa wegierska, i pieczen. Ciast nie pieke,nie mam reki wiec u cukiernika zamowilam bardoz niedobry tort i tradycyjne limburskie ciasta.I tyle.Dlaczego mam byc inna.I tak zupa gulaszowa byla przebojem hi,hi...
Tym bardziej,ze jej nie gotowalam tylko kupilam  gotowa w markiecie.Ach no i mialam jeszcze szparagi w szynce z sosem chrzanowym.No ale wtedy jeszcze mialam swoje szparagi i trudno ich bylo nie podac...
Kazdy porzadny Holender ma jakies hobby.Moj mial roznorakie - gral na trabce w kapeli ludowej no i strzelal z luku.Uwielbialam coroczne integracyjne przyjecia w jego klubie strzelniczym.Tam mozna sie bylo i pobawic, i zjesc cos wiecej niz te ich gluty.Byl przewaznie grill  ,do tego sery oczywiscie,salatki jarzynowe rozne, no i miesko z grilla .No i co roku inne zajecia towarzyszace.A to rozne gry holenderskie (to bylo dla mnie nowoscia ,przewaznie gry mi zupelnie nieznane,wszystko drewniane a polegajace na zrecznosci).A to gra w remika ,a to spacer po parku De  Mainweg,a to strzelanie z wielkich giver,do specjalnie tu stawianych hmm nie wiem jak to nazwac masztow bardzo wysokich  z poprzecznymi wypustkami i trzeba trafic w wypustke.Musze powiedziec,ze ku mojemu zdziwieniu w tej konkurencji bylam wice.. No i potem wielkie zarcie i ,tance swawole i  haaha...
Tam sie zawsze bawilam dobrze.Strzelac z luku jednak sie nie nauczylam.Tzn.umie ,wiem jak to sie obsluguje ,nauka kosztowala mnie wielkiego siniaka na rece,dobrze ,ze reki nie poprzecinala mi cieciwa.Za to w strzalki ,te wielkie givery,i holenderskie gry zrecznosciowe mi nie wadza.Nie jestem zrecznosciowiec ale ambicja nie pozwalala mi zrezygnowac'- i jakos szlo.
Tak mi sie troszke zeszlo z tematu..No ale te doroczne festy w klubie to tez przyjecia z dodatkowa rozrywka.
A teraz jest karnawal co tu w Limburgu jest obchodzone hucznie ,z pompa i tez bardzo ciekawa tradycja...Mocno rozrywkowa. O tym innym razem.


8 komentarzy:

  1. Reno, strzelanie z łuku to świetny pomysł na zabawianie gości. Zrozumiałam, że Holendrzy stawiają na aktywne spędzanie czasu zamiast polskiego zasiadania przy stole i najadania się. Może to i dobry pomysł? Polacy chyba przesadzają z ilością jedzenia na przyjęciach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Styl spedzania wolnego czasu tutaj jest faktycznie inny niz w Polsce. Wlasnie aktywny, zabawowy i choc piwsko leje sie strumieniami, to Holendrzy potrafia sie bawic razem. To pisze siostra Reni. :). Mam tez swoje doswiadczenia z imprezek robionych w Holandii. N.p. na weselu syna mojego
      ex-Holendra, podano cienka zupke jarzynowa i stosik.... bulek przelozonych "czymstam". To bylo przed poludniem, zaraz po uroczystosci w USC, wiec ja mialam jeszcze przelykoscisk....Buleczki szybko zniknely i po poludniu musialam zadowolic sie kawusia, napitkami zimnymi i cienkim kawalkiem ichniego ciasta (flai). A najgorsze bylo to, ze siedzialam obok bylej zony mojego bylego (w koncu mama pana mlodego....). Okazala sie jednak bardzo mila i zyczliwa osoba, chyba na zasadzie: oj biedna ty, ofiaro losu nastepna :).
      I rowniez szybko nauczylam sie na przyjatkach wlasnych podawac male co nie co. Choc znajomi mojego obecnego, rownie szybko nauczyli sie, ze u Polki mozna dobrze zjesc...I kiedys zrobilam zimna plyte, jakis barszczyk, upieklam ciasto, ustawilam to na duzym stole z talerzykami i sztuccami do wziecia i przysiadniecia przy stoliku malym. W efekcie jeden z gosci, Carlos (niderlandzkie Antyle - tatus okolo 15 dzieci z roznymi kobietami..), dosiadl zwyczajnie do duzego stolu i zajal sie wylacznie komsumcja... Swiat konwersacji przestal dla niego istniec....
      Spotkania towazyskie czesto sa tutaj wlasnie: wyjsciowe, do klubow, do lasu, tak jak pisze Renia :)
      Pozdrawiam
      baba_daga

      Usuń
  2. a czgosz Ty baba_ daga siostro moja.Taz nawet babcia jeszcze nie jestes.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. babaDaga, babaJaga - tak mi wyszlo i mi sie podoba :)

      Usuń
  3. Klik dobry:)
    Nieważne, gdzie, najważniejsze, by na przyjęciu goście się dobrze bawili. Ale jeśli urodziny mają być na hali sportowej, czy w lesie, to wypada gości uprzedzić. Też bym poszła na urodziny czy wesele w sukni i szpilkach.
    Widziałam wesele na plaży, ale goście byli powiadomieni o tym, że tańce będą na piasku, a nie na parkiecie.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo Cie przepraszam ale miałbym tyle do napisania, że odkładam to na zaś. Na pewno sie zmuszę.
    Na razie tylko pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Na spotkaniu urodzinowym w Niemczech też podano gościom bułeczki z plasterkiem niemieckiej /wrr..../ kiełbasy. Dodam, że spotkanie urodzinowe wypadło na 25 grudnia czyli w Święta.
    Cóż, Niemiec-Holender to też bratanki...hi,hi.hi...?

    OdpowiedzUsuń
  6. I ja gościłam na przyjęciu urodzinowym i żołądek warczał mi z głodu jak wściekły pies, a innym razem na rocznicę ślubu byłam na takim przyjęciu, że przerosło wszystkie moje wyobrażenia o przyjęciach, chociaż było na stojąco w nowo otwartym garażu- czyli warsztacie samochodowym połączonym salonem ( pan zdradzał żonkę solidnie i miesiąc potem to się wydało)

    OdpowiedzUsuń