Kino mieści się w dzielnicy Bassin nad rzeką Maas.
Pomimo paskudnych kocich łbów ( uwielbiam kocie łby - nie wiem jakie wygodne buty bym miała to chociaż raz noga mi się "łybnie"), pomimo wiatru i fizycznych moich dolegliwości dotarłyśmy do kina - przed czasem otwarcia wszystkiego. Nawet kawiarnie były zamknięte. Nie pozostało nic innego tylko krążyć po najbliższej okolicy , podziwiać zabudowę i modlić się ,że nie załapiemy grypy...
I w końcu przyszedł czas na kino. Otwarte. Wzmocniłyśmy się kawusią ,obejrzałyśmy rury i zegary ,zdjęcia (chyba to był jakiś spichlerz) i ruszyłyśmy na ucztę duchową.
Bo to była uczta. Kto lubi impresjonistów, kto jest wrażliwy na obraz powinien ten film obejrzeć moim zdaniem. Dagmara kocha , ja się zaraziłam ( w końcu młodsza siostra i zawsze jej sekundowałam w jej poczynaniach i przy okazji wiele i o sztuce malarskiej od niej się dowiedziałam ) już nie mówiąc o tym ,że te same geny mamy - ja co prawda jestem inna ale bardzo często wrażliwość mamy bardzo podobną.
Film jest do "wielokrotnego użytku "moim skromnym zdaniem. Za jednym razem człowiek nie ogarnia. Tzn - tam jest wszystko piękne, malarsko ,technicznie wyjątkowe plus do tego grają w tym filmie oryginalne obrazy Van Gogha.
To jest - moim zdaniem epokowy eksperyment. Jak można przybliżyć każdego artystę zwyczajnie animując niby.
Fabuła tu jest moim zdaniem drugorzędna. Kontrowersyjna raczej ,chociaż może też pokazująca jak na jedno wydarzenie można spojrzeć. różnie. Konkretnie chodzi o samobójstwo Van Gogha. Wszyscy mieli różne wątpliwości.
Jedynym mankamentem tego filmu jest - z mojego punktu widzenia - brak dabingu. Zamiast podziwiać obrazy i kunszt artystów człowiek musi czytać tłumaczenie . Uwaga jest rozproszona. Dabing być może nie jest dobry zawsze ( ja jestem Nietoperek) ale w tym wypadku kto wie jaki miał głos Vincent, kto wie jakie głosy miały postacie występujące w filmie . Mnie tu żaden dabing by nie przeszkadzał a umożliwił bardziej skupienie się na obrazach.
Za to teraz mam żółto i niebiesko w głowie...
Syte wrażeń udałyśmy się do portowej knajpki na wyżerkę rybną. I kieliszek wytrawnego wina.. I jakoś wredna pogoda nam nie przeszkadzała. Niektóre djęcia udało się w promykach słońca zrobić..
Nasze kino z zewnątrz Cinema Lumiere |
Bassin Port |
jakieś coś nad rzeką w tym porcie |
tan w tle na dole liczne rybne knajpki, winiarnie itp ekscesy |
Maas |
zakapturzona Renia na moście |
i ta barka ,która baardzo szybko płynęła |
Maaała uliczką w Maaaaaastricht |
To są zdjęcia, które udało się Dagmarze zrobić... Ja się nie wysilałam :)) ja duchowo przeżywam :))
Ja przeżywam jeszcze, Reniu...zdjęcia robiłam z przyzwyczajenia....;-). Dodam tylko, że Bassin to "szefowa" po naszemu, tak więc dzielnica ze spichlerzami, portem i magazynami była pewno pod władaniem ówczesnej magnatki, której halka oparta na drucianej konstrukcji wisiała u sufitu za wielką rurą w holu z bufetem kina, (przypisek dagmarczy) ;-).
OdpowiedzUsuńPopatrz - ja tej halki wcale nie zauważylam ! aua..
OdpowiedzUsuńO! A dlaczego tej halki nie ma na zdjęciu? To ciekawy element wystroju.
OdpowiedzUsuńMiło czytać o udanej niedzieli. Oby takich więcej:))
Przynyjmniej mialyscie pozytywna niedziele. Ja o mojej nie moge tak powiedziec, a szkoda.
OdpowiedzUsuńBasiu kochana - są niedziele taki ,sa takie. Dlatego o tym piszemy obie ,bo dla nas to była wyprawa - jedna z takich o których sie nie chce zapomnieć..
UsuńWiesz - tak naprawdę to chłonęłysmy zmysłami .O Aparacie nikt nie myślał..
OdpowiedzUsuńAle fajnie miałyście!
OdpowiedzUsuńZaraz lecę czytać do Dagi i mam problem, jak tu sprawiedliwie komentarze podzielić...
U nas BB był na Vincencie, ja się szykuję, ale nie mam kasy na razie. Nie wiem, czy Kuba by to wytrzymał, bo podobno obraz na początku nieco miga? Tak Tetryk sugerował...
Nie, to JA mam fajnie, bo film jeszcze przede mną, a Wy już macie obejrzany :D
Byłam na "Twój Vincent" wczoraj. U mnie był dubbing.Jestem oczarowana.
OdpowiedzUsuńJak się pozbieram to coś napiszę o tym filmie.
Tyle się u Ciebie dzieje! Czytam i czytam o wyprawie i hecach po niej. Wiem coś o tym jak dobrze mieć w trudnych chwilach pomocną siostrę i to nie siostrę szpitalną, tylko rodzoną z siostrzaną pomocą w zanadrzu! Nie wiem jak wytrzymujesz bez kabelków i z papierzyskami do ogarnięcia??? A ja z dnia na dzień odsuwam spotkanie z "Moim Vincentem", moze w tym tygodniu już się uda....
OdpowiedzUsuńJednym słowem ,poczytałaś mnie hurtem :)) A na Vincentego koniecznie się wybierz!
OdpowiedzUsuń